sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 80- Ostatni

~Bo życie jest strasznie niesprawiedliwe~

Wreszcie wszystko było jak dawniej, wszystko układało się fenomenalnie. Dzieciaki przyzwyczaiły się to obecności Kuby. Było tak jak przed wypadkiem. 
Dzień jak co dzień, dzieciaki w szkole, a ja jechałam do pracy. Mijałam te same sklepy, ale wyglądały jakoś inaczej, bardziej świątecznie. 
- No tak, 10 grudnia - pomyślałam.  To nie były prawdziwe święta, nie było śniegu, był tylko mróz, jedynie data przypominała nam o zbliżającej się gwiazdce. 
Gdy dojechałam do pracy, pod stadionem stał Mario. Wysiadłam z auta, i tak jakbym go nie widziała poszłam do wejścia.
- Nie udawaj, że nie poznajesz - zaczął 
- Nie udaje, wolałabym nie poznawać
- Myślałaś że się mnie pozbędziesz?
- W sumie to miałam taką nadzieje 
- No widzisz 
- Nadzieja matka głupich jak widać 
- Nie chciałabyś aby było jak dawniej? - podszedł i założył mi włosy za ucho 
- Jest tak jak dawniej, mam Kubą, dzieciaki. Więcej nic nie chcę
- Wiesz że nie o tym mówię 
- A ja nie chcę wiedzieć o czym ty mówić, myślisz ani tym bardziej co ty robisz.
- Iza, ja wiem że ty nadal mnie kochasz
- Ciekawe skąd 
- Widzę jak ty na mnie patrzysz
- Jak? Z nienawiścią, pogardą, obrzydzeniem? Masz rację - uśmiechnęłam sie ironicznie 
- Nie, jakbyś nadal..
- Miała Cię w dupie? 
- Daj skończyć! - zaczął sie wkurzać 
- Nie! Mario ja skończyłam! Cześć 
- Nie odejdziesz - złapał mnie za ręce i zatkał usta. Wsadził do samochodu, tak abym nie mogła wyjść. Sam wsiadł i odjechaliśmy 


Mijała 17 a Izy nadal nie było w domu, poprosiłem Marco żeby pojechał po dzieciaki do szkoły. Szybko je przywiózł i siedzieliśmy oglądając powtórkę jakiegoś meczu.
- Długo Iza nie wraca - zacząłem 
- Nie martw sie, może pojechała na zakupy, jak to kobieta 
- Zadzwoniłaby 
- Może telefon sie rozładował? 
- Może, ale coś mi sie nie wydaje
- Uspokój sie , odpręż
- Ale
- Żadne ale, spokój 

W tym momencie można było usłyszeć dźwięk telefonu.
- Pan Jakub Błaszczykowski? 
- Tak
- Dzwonię ze szpitala, pana żona miała wypadek.





Kilka miesięcy później


Właśnie szykowaliśmy się na pogrzeb Izy. Marco towarzyszył mi ten cały czas. Gabrysia ubrana w czarną sukienkę wyglądała jakby całe życie i energia z niej uschła. Przemek? Szkoda gadać. Zawiesił treningi.
Na pogrzeb przyszli wszyscy piłkarze i ich zony, dziewczyny, narzeczone. Wszyscy co znali chodź trochę Izę. Właśnie wkładali trumnę do ziemi. Zobaczyłem twarz Mario, tę ohydną mordę, przez którą to wszystko. Śmiał się. 
Po całym szumie na cmentarzu pojechaliśmy do domu, usiadłem na kanapie gdy podszedł Marco
- Dlaczego ona? A nie ten skurwysyn Mario?! - pytałem 
- Bo życie jest strasznie niesprawiedliwe...






------------------------------------------------------------
No więc to koniec, przepraszam ale niestety nie mam pomysłu na dalsze prowadzenie bloga i chyba nawet nie ma to sensu :/ Wydaje mi się że te 80 rozdziałów to i tak trochę przesada...
Możliwe że kiedyś napiszę jak toczy się życie Błaszczykowskich dalej, ale muszę zebrać pomysły i siłę.
Nawet rok ten blog nie wytrzymał, miałam nadzieje że dociągnę do 9 stycznia ale trudno :)
 Te wszystkie rozdziały dedykuje mojej kochanej przyjaciółce Justynie bez której nie poradziłabym sobie :*
Nie chciałam uśmiercać Kuby, ponieważ bardzo zżyłam się z ta postacią, o wiele ciężej pisało mi sie o Izie.
Mam nadzieje że podobał wam się blog. Dziękuje za wszystkie komentarze! Do napisania! :*


Isabell Błaszczykowska

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 79

I tak mijały minuty, godziny, dni, miesiące. Poznawaliśmy się od nowa. W końcu zgodził się abyśmy wrócili do domu, aby zamieszkał z nami. Nie było łatwo go nakłonić do tego.  Ani Gabrysia, ani Przemek nie chcieli przyjechać ze mną po tatę. Odkąd zobaczyli go po wypadku pierwszy raz, już więcej nie przyjechali. Nie pytali. Weszłam do sali. Siedział na łóżku. Torba spakowana obok niego.
- To jak, jedziemy? - zapytałam stojąc w drzwiach. Kiwnął tylko głową. Wzięłam torbę i poszliśmy do auta. Włożyłam torbę do bagażnika.
- Wsiadaj - widziałam że był zmieszany, stał obok samochodu patrząc na niego.
- Audi
- Tak audi, poznajesz?
- Nie - powiedział smętnie
Było ciężko, miałam nadzieje że chodź trochę przypomni sobie nas. Wsiedliśmy to samochodu i ruszyliśmy. Specjalnie przejechałam obok Iduny, patrzył na nią jakby mały zobaczył wielką kolejkę górską. Podjechałam do domu i wjechałam do garażu. Weszliśmy do środka. Gabrysia i Przemek siedzieli na kanapie i oglądali bajki.
- Cześć dzieciaki. Głodni jesteście? - zapytałam
- Tak! Bardzo! - podszedł Przemek
- To może pizza? hmm?
- Taak! - krzyknął Przemek
- Tak! - razem z nim Gabrysia
- Co ty na to Kuba?
- Ja się położę
- Zaprowadzę Cię do sypialni. - Zaprowadziłam Kubę, cały czas obserwował dom, każdy korytarz, każdy pokój który mijaliśmy, a gdy weszliśmy do sypialni stanął na środku i patrzył na wielki kolaż zdjęć naszej rodziny.
- To my zaraz po narodzinach Gabrysi - podałam mu zdjęcie - A tutaj 3-cie urodziny Przemka, dostał wtedy stój Arsenalu od Wojtka.
- A to?
- Hmm, a to jest zaraz po wygranym meczu Ligi Mistrzów z Bayernem, strzeliłeś zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry, a zaraz później sędzia odgwizdał koniec meczu. Podbiegłeś do mnie, pocałowałeś. Bardzo się cieszyłeś.
- Marco? - wskazał zdjęcie jego Marco i Przemka w strojach BvB
- Tak! Pamiętasz?
- Mój przyjaciel?
- Tak! A jego pamiętasz?
- Robert
- Tak! - w oczach miałam łzy, przypominał sobie różne rzeczy.
Z każdym dniem było coraz lepiej, coraz więcej rzeczy poznawał. Postanowiłam zabrać go na trening Borussii. Weszliśmy do środka.
- Tam jest szatnia - wskazał koniec korytarza
- Prawda.
- A tam, wejście na boisko
- Pamiętasz?
- Urywki
- Super, chcesz iść na murawę?
- Tak
Udaliśmy się w stronę murawy, trzymałam go za rękę. Strasznie się denerwował. Zawsze jak się denerwował to ściskał mnie za rękę, tak było i teraz. Stali tam wszyscy piłkarze z Jurgenem. Rozmawiali o czymś.
- Chcesz podejść? - kiwnął tylko głową. Podeszliśmy
- Kuba! Zobaczcie kto przyszedł! - krzyknął Marco
- Stary! Jak tam?
- Dobrze się trzymasz!
- Świetnie wyglądasz!
Wszyscy zasypywali go różnymi pytaniami, starał się odpowiadać i rozmawiać normalnie z nimi.
- Jak on się czuje? - podszedł do mnie Klopp
- Lepiej na pewno jak było. Przypomina sobie niektóre rzeczy, niektórych ludzi.
- To bardzo dobrze
- Ale przypomina sobie kolegów z drużyny. Rodziny nie - powiedziałam załamana
- Spokojnie, będzie dobrze - przytulił mnie trener - Słuchaj jak chcesz wziąć wolne to...
- Nie nie, dziękuje. Może Kuba zostać tutaj chwilę? Pójdę po dokumenty tylko
- Pewnie, leć. Szybko wbiegłam na górę do gabinetu. Wzięłam dokumenty i zatrzymałam się przy szklanej szybie. Zobaczyłam jak Kuba kopię piłkę z Marco. Ktoś zaczął pukać do drzwi.
- Proszę
- Witaj
- Mario, proszę wyjdź, daj mi spokój
- Oj no proszę - zaczął mnie obmacywać - Kuba i tak nic nie pamięta
- Mario! Zostaw mnie!
- Nie bądź taka, tylko raz - zaczął rozpinać mi bluzkę 
- Odpierdol się ode mnie! Od mojej rodziny! Od Kuby! Od nas! Raz na zawsze! - odepchnęłam go i krzyknęłam. Zobaczyłam że w drzwiach stoi Marco a za nim Kuba.
- Mario, o co chodzi?
- O nic! Nie wtrącaj się! - krzyknął i stanął pomiędzy mną a Marco - To zwykła dziwka!
- Powstrzymaj takie słowa do damy! - rzucił się na niego Kuba. Marco szybko ich rozdzielił.
- Nie wierzysz? Myślisz że jak leżałeś z szpitalu to jeździła do Ciebie? Pieprzyła się ze mną!
- Kuba to nie prawda! - krzyknęłam - Czemu kłamiesz! - popchnęłam go na ścianę - Czemu wpierdalasz się w moją rodzinę?!
- Kotku, to nie jest miłość, i tak wiem że mnie pragniesz - dostał w twarz z liścia. Widziałam zadowolenie w jego oczach gdy to mówił. Mina zrzedła mu z twarzy gdy tylko go uderzyłam.- Pożałujesz tego! Zobaczysz! Zobaczycie wszyscy! - wyszedł z pokoju.
Kuba spojrzał na mnie, podszedł i mnie przytulił. Poczułam się bezpieczna, pierwszy raz od kilku miesięcy. Gdy trochę uspokoiłam się w ramionach Kuby, wzięłam papiery i oboje pojechaliśmy do domu. Próbowałam przygotować obiad, najpierw zbiłam wazon który leżał na stole później 2 szklanki. gdy ta ostatnia mi wyleciała z rąk załamałam się, rzuciłam ścierką o blat.
- Iza, połóż się
- Kuba to co on mówił to nie jest prawda
- Iza ja Ci wierzę
- Kuba ale
- Cii - popatrzył na mnie i pocałował mnie. Staliśmy tak przy tym blacie, całując się, po czym Kuba przeszedł do rzeczy.
Obojgu nam tego było trzeba, bliskości, czułości.
- Kuba, muszę jechać po dzieciaki
- Ja pojadę!
- Ale, dasz radę?
- Tak, dam!
- No dobra
Kuba ubrał się i pojechał. A ja ponownie wzięłam się za obiad. Teraz szedł mi bardziej sprawnie.

Właśnie dojeżdżałem do szkoły Przemka i Gabrysi, nie wiem jak to się stało ale pamiętałem drogę.  Zaparkowałem auto, w pewnym momencie obstawili mnie paparazzi
- Jak pan sie czuje?
- Widze z już wszystko dobrze!
- Kiedy wraca pan na boisko?
- Jak pan rozumie ta nieciekawą sytuacje kadrową?
- Nie odpowiem na wasze pytanie, idę teraz po dzieci. Dziękuje. - Słyszałem jeszcze wiele pytań za plecami ale nie obchodziło to mnie. Wszedłem do szkoły. W szatni na ławce siedział Przemek i Gabrysia.
- Gdzie mama? - zapytał Przemek
- Mama w domu, dzisiaj ja po was przyjechałem - widziałem że cały czas patrzyła się na mnie Gabrysia. W pewnym momencie podeszła do mnie i przytuliła się. W środku coś we mnie pękło,  tak jakbym przypomniał sobie wszystkie momenty z Gabrysią.
- Tata jedziemy do mamy? - zapytałam odrywając główkę
- Pewnie - uśmiechnąłem się
Wszyscy poszliśmy do samochodu, zapiąłem Gabrysię w fotelik i usiadłem za kierownicą.
- Ty siedzisz z przodu? - zapytałem ze zdziwieniem
- Jestem już duży - odpowiedział Przemek
- On zawsze siedzi z przodu i mi nie pozwala! - wtrąciła się Gabi
- Bo jesteś za mała! - kłócił się z nią Przemek
- Cicho cicho! Gabrysia przyjdzie czas że ty będziesz siedziała z przodu, a Przemek za kierownicą - spojrzał się na mnie Przemek i tylko uśmiechnął, a ja odpowiedziałem tym samym. Wszyscy ruszyliśmy do domu. Zajechaliśmy akurat na obiad.
- Umyjcie ręce!
Wszyscy usiedliśmy do obiadu, byliśmy mega głodni. Wszystko wchłonęliśmy bardzo szybko.
- Oj Przemek musiałeś być bardzo głodny - śmiała się Iza
- Kuba też - odpowiedział widziałem minę Izy, ja też poczułem się dziwnie jak nazwał mnie Kuba. Ostatnio było lepiej z moją pamięcią i na prawdę sporo sobie przypomniałem.
- No dobrze, to idźcie odróbcie lekcje - poprosiła Iza
- Ale mamoooo
- Juz migiem, będziecie mięli więcej czasu później
- Mamoooooooooooooo
- Już was nie ma - śmiała się. Dzieciaki pobiegły na górę.
Oboje usiedlismy przez telewizorem wgapiając sie bez celu na niego.
- Nie przejmuj się, musi sie przyzwyczaić - mówiła Iza
- Rozumiem
Przez kilkanaście minut oglądaliśmy jakiś nieśmieszny kabaret. W góry słyszeliśmy kroki.
Z góry zleciał Przemek w dresie z torbą
- Kto zawiezie mnie na trening?
- Ja mogę - podniosła sie Iza
- Bardziej liczyłem na Kubę
- No to już się ubieram - podniosłem się i już 20 minut później siedzieliśmy w aucie - Gdzie grasz?
- Na stadionie - zaczął się śmiać
- A w jakiej drużynie zdradzisz?
- Borussia Dortmund mówi Ci to coś?
- Żartujesz?  Podobno gram tam
- A ja w młodzikach gram
 Wysadziłem go pod stadionem.
- Powodzenia
- Nie zostaniesz?
- A chcesz żebym został?
- Było by fajnie
- Okej - wyłączyłem silnik, i wysiadłem z auta. Przemek poleciał przebrać się, a ja usiadłem na trybunach. Cały trening patrzył się w moją stronę. Gdy trening się skończył czekałem na niego obok auta.
- I jak? Jedziemy?
- Dziękuje. Tato - uśmiechnął się lekko i wsiadł do auta.





-------------------------------------------------------------
Troche dłuższy rozdział, ponieważ w tamtym tygodniu nie dodałam za co przepraszam! :*
Mam nadzieje że chodź trochę podoba się :) Zostawicie komentarz? :)

Pozdrawiam
Isabella Błaszczykowska

poniedziałek, 25 listopada 2013

Film dla Kuby!

                      FILMIK URODZINOWY DLA JAKUBA BŁASZCZYKOWSKIEGO!
 

Moja stronka organizuje zbiórkę zdjęć na filmik urodzinowy dla naszego kapitana. Jeśli macie jakieś zdjęcia w koszulce klubowej lub reprezentacyjnej wyślij nam ją! Albo po prostu wystarczy karteczka na życzeniami. Chcieli byśmy aby nasz kochany kapitan wiedział jakich ma wspaniałych fanów!


 Dobra teraz trochę o filmiku dla Kuby .
Mamy 25 listopada .Do 10 grudnia jest 15 dni . W tym 2 weekendy. A te ponad 2 tygodnie szybko zlecą .
Więc jeśli są tutaj obecni PRAWDZIWI kibice Kuby to nadsyłajcie swoje zdjęcia z życzeniami dla niego . Mamy ponad 50- parę zdjęć , ale jak dla Kuby to powinno być chyba milion ;) Chcesz nadesłać swoje zdjęcie ? Nie ma sprawy zdjęcie wyślij do 10 grudnia wraz z życzeniami :)  Jeśli macie aż taki problem to nadeślijcie po prostu swoje zdjęcie i do tego życzenia jakie chcielibyście powiedzieć Kubie ,ja postaram się wpisać te życzenia w zdjęcie . Zdjęć nadesłanych po 10 grudnia nie przyjmuje !!!! To mają być wasze zdjęcia ;)
Jeśli macie pytania kierujcie je na ; http://ask.fm/AdminkaIs
oraz e-mail ; piszczek.lewandowski@o2.pl

Jeśli wasza stronka chce się przyłączyć udostępnijcie to na swoim profilu oznaczając naszą stronę, albo udostępnijcie przyczepiony u góry post na naszej stronie :)                                                  

                                                Zróbmy wspaniały film urodzinowy dla Kuby!


 Link do stronki na facebooku

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 78

4 lata później

Minęły już 4 lata odkąd Kuby z nami nie ma. Zbliżał się 9 kwietnia, urodziny Gabrysi. Kończyła właśnie 9 lat. Jest bardzo podobna do mnie, włosy, nos, usta, ale oczy są po Kubie. Dzieciaki jak i dorośli świetnie bawili się na urodzinach. Ale w pewnym momencie zadzwonił mi telefon. Poprosiłam Natalie aby zerknęła na dzieciaki i wybiegłam do samochodu. Dostałam telefon ze szpitala że Jakub się wybudził. Wbiegłam do szpitala i pobiegłam do sali gdzie zwykle leżał. Nie miałam już nadziei, leżał w śpiączce 5 lat. Przez ten czas starałam się żyć tak jak wcześniej. Widziałam go, jego piękne brązowe oczy. Błądziły, nie wiedział gdzie jest. Wyszedł do mnie lekarz.
- Doktorze i co z nim?
- Pan Jakub, jest mocno osłabiony, i stracił pamięć.
- Czyli że..
- Tak, nic nie pamięta co było przed wypadkiem. 
Nie musiałam wiedzieć więcej. Poczekałam aż wszyscy wyjdą z pokoju. Weszłam niepewnie. Patrzył na mnie, ale nie tak jak kiedyś. Patrzył jak na zupełnie nieznajomą kobietę. Usiadłam obok, chciałam złapać go za rękę ale zabrał ją. 
- Nie pamiętasz mnie? 
Pokręcił tylko przecząco głową
- Jestem twoją żoną, mamy dwójkę dzieci. 
Patrzył na mnie jak na kompletną idiotkę która próbowała mu wytłumaczyć że jest jego żoną.
- Jesteś sławnym piłkarzem grasz w Borussii Dortmund! Jesteś kapitanem Reprezentacji Polski! Kuba! Proszę przypomnij sobie! 
Zaczęłam płakać, nerwy mi puściły, do sali wszedł lekarz.
- Pan Jakub nic nie pamięta. Jest drobna nadzieja że odzyska pamięć, ale to jest nikła szansa. Proszę dać mu teraz odpocząć, na prawdę płacze i wrzaski nie pomogą. 
Wyprosił mnie z sali. Siedziałam jeszcze trochę przed salą, ale nic to nie dało. Zrezygnowałam. Wróciłam do domu. 

Kilka tygodni później
Codziennie jeździłam do szpitala i rozmawiałam z Kubą, by chodź trochę sobie mnie przypomniał. Przynosiłam zdjęcia, filmy, ale nic to nie pomagało. Nadszedł czas wypisu. Lekarze nie byli przekonani czy powinni wypuszczać go do domu,  bo praktycznie nie znał nas, nie pamiętał. Nie chciał ze mną iść. Nie wiedziałam jak go przekonać. Nie udało się. 
Przez następne kilka tygodni również. Trwało to tak około 2 miesięcy, kiedy pierwszy raz mi zaufał i wyszedł ze mną przed szpital. Czułam się tak jakbyśmy na nowo się poznawali, tylko że w tej sytuacji to ja się starałam o niego, a nie na odwrót. Prosiłam chłopaków z drużyny aby przyszli do niego, żeby sobie coś przypomniał, nic to nie dało. 
Po wielu rozmowach z Gabrysia i Przemkiem, przywiozłam ich do szpitala. Stanęli w drzwiach. Kuba siedział na fotelu. Gabrysia jak tylko zobaczyła Kubę podbiegła do niego i się przytuliła. Kuba nieco speszony popatrzył się na mnie, i pogłaskał ja tylko. 
- Kochanie, tata nas nie poznaje 
- Ale czemu? 
- Po tym wypadku, trzeba mu wszystko przypomnieć. - Gabrysia dała sobie spokój. Usiadła w kącie i tylko patrzyła. Tym razem podszedł do niego Przemek wyciągając mini koszulkę z napisem Błaszczykowski i jego podpisem. Położył mu ją na kolanach i wyszedł z sali. 
Chciało mi się płakać, ale nie dałam po sobie tego poznać. Miałam ochotę go przytulić, pocałować, ale niszczyłabym to co wypracowałam przez dwa miesiące. 
Przez kolejne kilka dni jeździliśmy do niego, rozmawialiśmy, wychodziliśmy na spacery. Z jednej strony było tak jak kiedyś, ale z drugiej nadal nas nie pamiętał.


------------------------------------------------------------------
Szczerze to nie podoba mi sie ten rozdział, jest taki przymulający i wgl jakiś dziwny, nie uważacie tak?
Dobra jeśli chodzi o tego Marcina, to wiek jest zmieniony tak jak wszystkich bohaterów :D

A oto tajemniczy Marcin! (Michał Żewłakow) 
Gabriela 9 lat 
Przemek 12 lat

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 77

- Przemek zniknął
- Jak to zniknął?
- Nie ma go na lekcjach
- To musi być pomyłka, zaprowadzałam go i miałam odebrać po 17
- No tak, ale od 2 lekcji nie ma go w szkole, woźne mówiły że wychodził z tatą, ale przecież pan Jakub...
- Jest w szpitalu - dokończyłam
- Dokładnie, może pani przyjechać?
- Oczywiście zaraz będę. - rozłączyłam się
Pożegnałam się z Natalią i wyjechałam z piskiem opon. 15 minut później parkowałam już pod szkołą. Wbiegłam do środka i poszłam do dyrektora.
- Gdzie mój syn?
- Spokojnie proszę usiąść - powiedziała dyrektorka - Tutaj jest fragment z kamery, niestety facet jest widziany tylko z tyłu.
Tylko z tyłu, wystarczyło mi to, wystarczyło bym rozpoznała tą wyżelowaną fryzurę. Wyszłam z gabinetu dyrektor. Wiedziałam że jest w Niemczech, ale nie przypuszczałam że w Dortmundzie. Domy pa prawie w każdym kraju, jest najlepiej zarabiającym piłkarzem który ma 36 lat. Gdy miałam 16 lat on miał 31, juz wtedy grał w wielkim klubie, imponował mi, zawsze chciałam mieć takiego męża, poznaliśmy się w klubie, tańce, alkohol, sponsoring te sprawy. Słyszałam że dostał propozycję z Bayernu, ale nie sądziłam że odważy się zbliżyć do Dortmundu. Miałam w kontaktach jego numer nadal, od 5 lat nie usunęłam go. Wykręciłam numer.
- Iza? Wiedziałem że nie usunęłaś numeru i zadzwonisz - usłyszałam ten ciężki głos
- Oddaj mi syna
- Swoją drogą muszę Ci powiedzieć że urodę odziedziczył po mamusi
- Gdzie jesteście?!
- Spokojnie, musisz nauczyć go żeby nie ufał obcym
- Oddaj mi syna powiedziałam! - zatrzymałam się w jakimś lesie
- Spokojnie, złość piękności szkodzi. Mam nadzieję że nadal jesteś taka piękna, jak miałaś 16 lat
- Czego chcesz?
- Wyszłaś za mąż, wtedy mówiłaś że tylko ja, że tylko za mnie wyjdziesz. Pamiętasz?
- Nie owijaj w bawełnę
- A teraz twój mężulek lezy w szpitalu, nie wiadomo czy wyjdzie, smutne.
- Marcin!
- Chcę żebyś do mnie wróciła
- Słucham?
- To co słyszałaś, chcę stworzyć tobie i twoim dzieciom normalny dom.
- Nie!
- Jak to nie? Kochamy się
- Ja Cię już nie kocham! Nic nas nie łączy!
- Jak nie?
- A co nas łączy?
- Kłódka 
- Jaka znów kłódka?!
- Na moście, nie pamiętasz?
Pamiętam, pamiętam doskonale każda chwilę z tobą, mino że byłeś starszy, kochałam Cię strasznie. Ale coś się zmieniło, coś znikło.
- Kłódka, pamiętam ale coś się zmieniło od tamtej pory
- Co takiego?
- Zmieniło się wszystko, nie pamiętasz czemu nie jesteśmy razem?  To przypomnę - nie czekałam na odpowiedź - Twoja żona, przypomina Ci to coś?
- Oj to rozdział zamknięty
- Trudno, oddaj mi Przemka
- Niech Ci będzie, ale pamiętaj, nie odpuszczę będę walczył
- Gdzie?
- Tutaj jest taki plac zabaw
- Będe za 10 minut - rozłączyłam się.
Całą drogę myślałam o nas, byłam głupią, szaloną 16-latką, lubiłam imprezy, mecze. Właśnie mecze, każdy mecz Legii, nie tylko w Warszawie, ale i na wyjazdach oglądałam na żywo na stadionach, przez to, chłopaki zaczęli mnie zauważać, zaczęli widzieć we mnie dziewczynę z podobnym zainteresowaniem. Piłkarze tez to widzieli. Któregoś dnia, poszliśmy opić zwycięstwo, piłkarze tez tam byli i on. Zaczęło się od zwykłego drinka, taniec, zabawa. Później przerodziło sie to w zauroczenie a w końcu w miłość, zarabiał wtedy dużo, kupował mi upominki, ciuchy, perfumy, buty tzw "sponsoring" potocznie mówiąc. Któregoś dnia, dowiedziała się o mnie jego żona, a zapewniał mnie że nie ma nikogo. Wierzyłam. Mój książę z bajki zniknął. Pogodziłam się z tym. Żyłam normalnie. Do dzisiaj. Pojechałam spotkać się z min. Ale tylko po to aby odzyskać Przemka. Nie wiedziałam jak o tym myśleć, Mario i Marcin, oboje chcieli założyć ze mną rodzinę, ale żadnego z nich nie kochałam. Kochałam tylko Kubę. Tylko on był dla mnie ważny.





No to ten wyczekiwany 77 rozdział :D
Przepraszam że dzisiaj, ale miałam zakręcony wczoraj dzień :)
Już wiecie kim jest tajemniczy Marcin? Domyślacie się?
Jak chcecie jego zdjęcie to musi tutaj być 3 komentarze :D

Pozdrawiam
Isabell Błaszczykowska :*

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 76

Mijały kolejne miesiące, kiedy Kuba się nie budził, nie było żadnej poprawy. Dzieciaki cały czas pytały mnie się kiedy tata wróci, a ja z trudem im odpowiadałam. Rano zawiozłam Przemka i Gabrysie do szkół. Złapałam za telefon i wybrałam numer do Natalii.
- Halo? Iza? Na reszcie dzwonisz - usłyszałam jej szczęśliwy głos
- Masz dzisiaj czas na jakąś kawę?
- Pewnie, kiedy?
- Będę po Ciebie około 15
- Coś się stało?
- Pogadamy później - rozłączyłam się.
W drodze do pracy zahaczyłam o sklep z ciuchami dla dzieci. Zbliżały się ferie zimowe a Gabrysia i Przemek nie mieli kurtek, czapek, nic. Znalazłam dwie świetne kurtki, fioletową dla Gabi a niebieską dla Przemka, do tego dobrałam czapki, szaliki i rękawiczki. Zapakowali mi ubrania w torby i mogłam jechać. Dochodziła 10 kiedy wjeżdżałam na parking Iduny.
- Widzę większe zakupy
- Dobrze widzisz, dzieciaki kurtek nie mieli. - poznałam ten głos. Był to Mario
- Przemyślałaś dobrze moją propozycję?
- Jaką propozycje?
- Nie dostałaś smsa? - w tym momencie wyciągnęłam telefon i rzeczywiście był tam sms od Mario
- Nie czytaj teraz mogę Ci to powiedzieć
- Nie wiem czy chcę słuchać
- Chcesz! Kuba...
- Jeśli masz ze mną rozmawiać o Kubie, to daj sobie spokój, w ogóle nie zaczynaj nawet - próbowałam wyjść ale złapał mnie za rękę
- Stój! Kuba od 5 miesięcy leży jak trup, a dzieciaki potrzebują ojca
- Co ma piernik do wiatraka? Sama tez sobie daje radę!
- A nie łatwiej by było gdybyście zamieszkali u mnie?
- Słucham? Chyba kpisz
- Na razie można na próbę, 2 tygodnie
- Mario, dzieci to nie puchar że można co dwa tygodnie na inna półkę przestawiać! Ja mam mężai kocham go! A tobie nic do tego! Jasne?
- Nie podskakuj
- Bo co? Bo powiesz Kubie? Życzę powodzenia
- Jeszcze się zgodzisz zobaczysz
- Że co?
- Nie ważne, dzisiaj mamy rozmowy indywidualne z tobą
- Nie ze mną
- A z kim do cholery?
- Ze stażystą, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać - podniósł rękę żeby mnie uderzyć ale zawahał sięi tego nie zrobił.
- No dalej, uderz.
- Nie prowokuj
- Damski bokser? - złapał mnie za płaszcz i przyciągnął do siebie tuląc. Odepchnęłam go i odeszłam, widziałam tylko jego chytry uśmieszek. Miałam go dość. Weszłam do gabinetu rzuciłam torbę i usiadłam na krześle, chowając głowę. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Dzień dobry pani Izo, ja...
- WYJDŹ!
- Ale...
- POWIEDZIAŁAM WYJDŹ - wyrzuciłam właśnie za drzwi nowego stażystę, nie miałam siły odpowiadać teraz na głupie pytania. Wstałam z krzesła, z torby wyjęłam paczkę papierosów i wyszłam za zewnątrz. Przypaliłam papierosa zaciągając się. Nie paliłam od liceum. Przez moje ciało przeszły ciarki. Poczułam się tak lekko, swobodnie.
- Ty palisz? - usłyszałam głos Reusa
- Na coś trzeba umrzeć prawda?
- Iza! Przestań! - wyrwał mi papierosa z ręki i zdeptał go
- Marco! Ogłupiałeś?
- Nie pal! Masz dzieci!
- Co ty kurwa moim ojcem jesteś?! On też nie żyje! Nie mam już nikogo! - do oczu napłynęły mi łzy
- Masz mnie! Natalię! A po za tym masz dwójkę przepięknych dzieci! I Kubę!
- Nie mam Kuby! Chodzi o to że nie mam!
- Iza, on żyje! Wyjdzie z tego!
- Nie wyjdzie, jakby miał wyjść to nie trwało by to już 5 miesięcy!
- Słyszałem o przypadkach że ludzie budzą się ze śpiączki nawet po 3 czy 4 latach
- To mnie pocieszyłeś!
- Chodzi o to żebyś nie traciła nadziei! A teraz chodź, masz rozmowę ze mną - uśmiechnął się lekko
- Nie ja
- A kto jak nie ty?
- Nowy stażysta na którego nakrzyczałam na "Dzień Dobry"
- I dobrze, niech zna swoje miejsce i nie podskakuje.
Dzień minął tragicznie, nowy sie nie spisał więc sama musiałam dokończyć rozmowy. O 15 pojechałam po Natalię i udałyśmy sie do kawiarni.
- To o czym chciałaś pogadać? Zgaduje że o Kubie?
- To już 5 miesiąc bez zmian. Ja już nie daje rady!
- Iza, zobaczysz to tylko kwestia czasu kiedy sie obudzi
- Natalia, ale ja potrzebuje go tu i teraz! Nie kiedy indziej! Dzieciaki zapomniały już pewnie jak wygląda! I jeszcze ten Mario
- Co Mario?
- Zaproponował żebym sie wprowadziła do niego z dzieciakami bo potrzebują ojca
- Może to nie taki zły pomysł
- Natalia!
- No co? trzeba myśleć o dzieciach
- Ale ty nie wiesz najważniejszego. - opowiedziałam całą historie z Mario od początku do końca.
- A to sukinsyn! Iza przepraszam że myślałam że tak dla dzieci będzie dobrze.
- Nie ma sprawy, ale nikomu nic nie mów dobrze?
- Chyba telefon Ci dzwoni
- To wychowawczyni Przemka. Halo?
- Witam Monica Luft czy pani Iza?
- Tak, coś się stało?
- Czy odbierała pani dzisiaj Przemka w trakcie lekcji?
- Nie, coś się stało?
- Przemek zniknął





---------------------------------------------------------------------------------
No to taki "dramatyczny" koniec rozdziału, może wiecie kto stoi za zniknięciem Przemka? Domyślacie się? A co sądzicie o Mario?
Napisałam dwa 76 rozdziały i przez 4h zastanawiałam sie który dodać i padło na ten, czy to dobra decyzja? Nie wiem, powiem tylko tyle że w tamtym rozdziale jest więcej przemocy, wulgaryzmów itp.
Piszcie w komentarzach mam nadzieje że chociaż 1 się pojawi :)
Pozdrawiam Isabell Błaszczykowska :*

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 75

(...)- Pani mąż Jakub Błaszczykowski jest w szpitalu w bardzo złym stanie... Halo? Jest tam pani?
Nie wiedziałam co powiedzieć, telefon wypadł mi z ręki.
- Iza co się stało? - dopytywał się Marco - Iza?
- Kuba - miałam pełne oczy łez
- Co z nim?!
- On.. on..
- Iza!
- Jest w szpitalu, w ciężkim stanie
- Na co ty czekasz? JEDŹ!
Szybko wybiegłam z pokoju, w tym momencie nic się nie liczyło.
- Zajmij się Gabrysią! - krzyknęłam do Dawida i wybiegłam z domu. Szpital był na drugim końcu miasta, jechałam jak wariatka. Miałam nadzieje że policja mnie nie zatrzyma. Wjechałam na parking szpitala z piskiem opon i wbiegłam na recepcję.
- Jakub Błaszczykowski! Gdy leży?!
- A pani to?
- To jest żona proszę za mną - podszedł lekarz. Zaprowadził mnie do gabinetu. - A więc pani Izo, pan Jakub, przeszedł bardzo ciężką operację.
- Ale co się stało?
- Spokojnie, według naszych podejrzeń, pani mężowi musiał ktoś zajechać drogę i walnął w drzewo, przy dość dużej prędkości, ale to powie pani dokładnie policja
- A co z nim?
- A więc, miał rekonstrukcję ręki. Została ona zmiażdżona. Ponadto pan Jakub ma wstrząs mózgu, złamaną nogę, i cztery żebra.
- O mój Boże - popłakałam się. Doktor podał mi pudełko chusteczek - Kiedy będę mogła go zobaczyć?
- Zobaczyć będzie go pani mogła zaraz. Ale porozmawiać z nim, niestety podczas operacji wystąpiło powikłanie, i pani mąż teraz jest w śpiączce
- Ile to będzie trwało?
- Może to trwać kilka tygodni, miesięcy, a nawet kilka lat.
- Mogę go zobaczyć?
- Proszę, ale uprzedzam, ciało pana Jakuba jest na prawdę w złym stanie.
Lekarz zaprowadził mnie do sali Kuby. Leżał tak cały posiniaczony, w pozasychanej krwi, i opatrunkach. Rękę miał zabezpieczoną jakimiś drutami, a brzuch i nogę w gipsie, Widok był ciężki, leżał jak martwy, bez życia.
- Ja zostawię panią samą, ale proszę niedługo
- Dobrze
Zostałam sama, drzwi się zamknęły. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle. Złapałam lekko Kubę za podrapaną rękę. Po moich policzkach spłynęły łzy. Do sali weszli policjanci.
- Czy pani Iza Błaszczykowska?
- Tak to ja
- Możemy zadać pani kilka pytań?
- Oczywiście - Wyszłam z policjantami na korytarz.
- Czy wiedziała pani dokąd jechał pani mąż?
- Powiedział mi że jedzie na badania na stadion
- Czy pokłóciliście się państwo o coś w najbliższym czasie?
- Nie
- Na pewno? Proszę pomyśleć
- Czy pan sugeruje że byliśmy złym małżeństwem?!
- Nie, ale to bardzo ważne - nalegał jeden
- Nie, o nic się nie pokłóciliśmy
- To teraz muszę panią o to zapytać. Czy pani mąż ma albo miał kochankę?
Nie wiedziałam jak na to odpowiedzieć, bo tak na prawdę nie wiedziałam, nigdy wcześniej mnie nie okłamywał, zawsze mówił prawdę, od kilku dni znikał z domu niby na piwo z kumplami, i wracał bardzo późno.
- Nie wiem, nie mam pojęcia
- Czy mąż zachowywał się jakoś dziwnie? Był nerwowy? Zdenerwowany?
- Nie
- Miał jakiś wrogów?
Do głowy wpadł mi tylko Mario, ale spełniłam jego obietnicę, obiecał że nic nie powie. Jednak nie mogłam być pewna, czy tego nie powiedział. Miałam mieszane myśli, nie wiedziałam co się dzieje.
- Proszę odpowiedzieć - nalegał drugi
- Nie nie miał, przynajmniej nic o tym nie wiem.
- No dobrze, czy pani mąż ma jakiegoś przyjaciela?
- Tak, tak ma
- A kto to taki?
- Marco Reus - podałam im adres Marco i skończyły się pytania. Stałam przed salą, za szklaną szybą leżał Kuba. Nie wiem ile czasu tam stałam, ile godzin, nie chciałam stamtąd odchodzić.
- Przepraszam, ale godziny odwiedzin się skończyły - podeszła do mnie pielęgniarka
- Ale
- Zapraszam jutro, mogę pani obiecać że zajmiemy się pani mężem
- Dobrze
- Ja panią zaprowadzę tyłem, ponieważ przed wejściem jest pełno fotoreporterów
- Dziękuje.
Pielęgniarka wyprowadziła mnie ze szpitala z drugiej strony, niezauważalnie wyjechałam ze szpitala. Słyszałam jak w torbie wibruje mi cały czas telefon. Zegarek w aucie pokazywał godzinę 22:48. Wjechałam na podwórko. Zgasiłam silnik, ale nie wysiadłam z samochodu. Oparłam się o kierownicę i popłakałam. Tego wszystkiego było już za dużo. Poprawiłam makijaż i wysiadłam. Od progu drzwi dopadły mnie już pytania, spokojnie jak tylko dałam radę wytłumaczyłam im, ale miałam dość, miałam dość tego wszystkiego.


Miał być to ostatni rozdział ale, moja kochana przyjaciółka powiedziała mi parę słów. Ten rozdział w całości dedykuję jej <3 Wiedz że bez Ciebie zrobiła bym najgłupsza rzecz z życiu! :* DZIĘKUJE ŻE JESTEŚ! <3

sobota, 12 października 2013

Rozdział 74

 Okej, pod ostatnim postem był tylko jeden rozdział, więc to nie ma sensu! To jest ostatni pos jak na tę chwilę!

Miałam już dość tej całej Emilii, znałam ją jeden dzień i to wystarczyło. W poniedziałek rano, zaczęłam budzić dzieci. Gdy budziłam Gabrysię była cała rozpalona. Szybko pobiegłam po jakiś syrop na gorączkę i podałam jej. Poprosiłam Kubę żeby zawiózł Przemka, a sama zadzwoniłam do przychodni, zamówić numerek do lekarza. Parę minut później dostałam samsa, myślałam że to znów idiotyczna wiadomość od Mario, ale tym razem był to Kuba.
Kochanie dzwonił trener, muszę stawić się na badaniach. Przepraszam :*
- Świetnie - pomyślałam. Gabrysia była cała rozpalona, a wizytę mieliśmy dopiero wieczorem. Nie pomagały żadne syropy. Wreszcie poszła spać gdy gorączka lekko spadła. Po domu panoszyła się Emilia stukając swoimi szpileczkami, miałam tego już dość. Zamknęłam się w pokoju, ze śpiącą Gabrysią na naszym łóżku i zaczęłam czytać książkę. Słyszałam jak tupot szpilek Emilii zbliża się do naszego pokoju, i drzwi się otworzyły
- Ej sory! Nie masz balsamu do rąk? - strasznie krzyczała 
- Ciszej! Nie widzisz że Gabrysia zasnęła?
- Wreszcie, rozsiewający zarazki bachor znaczy dziecko usnęło.
- Słucham? 
- Nic, nic to masz ten balsam czy nie? 
- Nie nie mam! Wynocha z pokoju! 
- Bez nerwów! Bo zmarszczek dostaniesz! 
- I będę wyglądała jak ty? 
Widziałam że minka jej zrzedła, zatrzasnęła drzwi i poszła w stronę salonu. Było tego za dużo, chora Gabrysia, Emilia, i jeszcze Kuba miał jakieś badania. Zostałam z tym wszystkim sama. Właśnie udało mi się zdrzemnąć kiedy ktoś zapukał do drzwi. 
- Nie nie mam balsamu! 
- Nie ja nie o tym - w drzwiach stanął Reus
- Przepraszam, myślałam że to znowu Emilia 
- To tak wysoka blondyneczka? 
- Tak 
- Ładna
- Możliwe, coś się stało? Ty nie na badaniach?
- Jakich badaniach? 
- No Klopp podobno zarządził comiesięczne badania
- Nic o tym nie wiem 
- Ale przecież Kuba....
- A no tak! zapomniałem! - próbował się wykręcić 
- Marco! Nie kryj go! 
- Ale na..
- Marco! 
- No dobra, nie ma żadnych badań
- To gdzie do cholery jest Kuba!? 
W tym momencie zadzwonił telefon Izy, na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. 
- Tak słucham? 
- Czy pani Iza Błaszczykowska? 
- Tak przy telefonie 
- Pani mąż Jakub Błaszczykowski jest w szpitalu w bardzo złym stanie...







A więc ciąg dalszy może już nie nastąpić...

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 73

Cały czas Mario nie dawał o sobie zapomnieć, pisał, dzwonił, wysyłał swoje zdjęcia. Jednym słowem był nachalny. Chłopaki mięli dwa tygodnie przerwy z rozgrywkach. Skoro i oni mieli wolne to i ja. Postanowiliśmy ten czas spędzić razem, wybieraliśmy się do wesołego miasteczka po ustaleniu planu dnia. Właśnie kończyliśmy śniadanie gdy zadzwonił dzwonek.
- Zapraszałeś kogoś? - zapytałam zdziwiona
- Nie, może ty?
- Ja bym pamiętała.
Postanowiłam otworzyć. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Stała za nimi wysoka blondynka o figurze modelki, dość skąpo ubrana jak na tę porę roku.
- Pani do kogo?
- Miseeeeeek! - krzyknęła do faceta z tyłu, niosącego walizki
- Witaj Iza! - rzucił sie do uścisku facet średniego wzrostu
- My się znamy?
- No co ty! Nie poznajesz mnie?!
- Nie bardzo
- To pewnie prze tę fryzurę - powiedział przeczesując ręką włosy
- Pewnie tak
- Dawid!
- Dawid?
- Brat Kuby!
- Aaa no tak teraz poznaję. A ta... - skinęłam głową w stronę blondynki
- A to moja narzeczona - powiedział oplatając ją rękami - Rybka
- Rybka?
- Emilia - powiedział stanowczo blondynka
- Nie zaprosisz nas do środka?
- Wiesz...
- Skarbie! Kto to? - dobiegały głosy z kuchni, a po chwili obok mnie stanął Kuba. - Dawid! Bracie! Co ty tu robisz?! - wyściskali się jakby kilka lat się nie widzieli
- Wprowadzamy się do was
- Jak to do nas?! - zapytałam zaskoczona
- Na kilka dni
- Ale czemu? - zapytał Kuba
- Chyba nie będziemy tak marznąć przed domem nie? Wpuścicie nas?
- No tak, rybka nie może zmarznąć - powiedziałąm cicho, a Emilia spojrzała sie nie mnie wzrokiem głodnego wilka
- Słucham? - zapytała zaskoczona
- A nic nic, prosto i na lewo, do salonu - wymusiłam uśmiech.
Kiedy wszyscy usiedli wygodnie na kanapie w salonie, Kuba zaczął wypytywać o nagły przyjazd.
- To na ile zostajecie?
- Na kilka dni, może więcej - ściszył głos Dawid
- A coś się stało że przyjechaliście? - zapytałam
- Nie można odwiedzić rodziny?
- No można, ale...
- Wiem wiem, najpierw się zapowiada. Kuba możemy pogadać?
- Jasne
Chłopaki wyszli na taras, pogadać, a mnie zostawili z Emilią i dzieciakami.
- Mamo! Kiedy pójdziemy do wesołego miastećka! - marudził Przemek
- Kochanie, widzisz że mamy gości, idź się pobawić to czas szybciej zleci.
- A mogę iść do Gregora?
- Pewnie, tylko uważaj na siebie, załóż kurtkę bo zimno.
- Dobrze!
Siedziałyśmy tak kilka minut w milczeniu, gdy przyszła Gabrysia cała zaśliniona od lizaka. Podeszła do Emilii i wyciągnęła mokrą rączkę
- Gabliśa
- Fuuuuuu! - zwinęła się na kanapie
- Nie przesadzaj, to tylko ślina. Chodź tu Gabi - wyjęłam chusteczki i wytarłam małą. - Dzieci się ślinią, to normalne
- To obleśne! - powiedziała piskliwym głosem
- Dobra, chcesz herbaty, kawy, może coś do jedzenia?
- Masz kawior zielony, i szampana  Heidseick?
- Nie, mam chleb, ser, i ewentualnie herbatkę dla niemowląt
- A to podziękuje, gdzie toaleta? Musze się trochę odświeżyć
- Korytarzem prosto i w prawo, tylko uważaj żebyś w coś nie walnęła, szkoda by było takiej buzi
- Och masz racje - uśmiechnęła się delikatnie ale wymuszenie
Po kilku minutach wrócili chłopaki z tarasu. Kuba wyjaśnił mi czemu przyjechali do nas. Było mi go szkoda, dlatego zrozumiałam i nie naciskałam już na nich. Dochodziła pora kolacji, w lodówce nie był nic. Poprosiłam Kubę żeby pojechał do sklepu po jakieś zakupy, ale bez skutecznie. Byłam zmuszona jechać sama. Włożyłam adidasy i kurtkę i już ruszałam do wyjścia kiedy zatrzymała mnie Emilia.
- Gdzie się wybierasz?
- Po zakupy, trzeba kolacje zjeść
- Ja nie jadam kolacji
- To wybacz, ale mój mąż, moje dzieci i ja jemy
- Właśnie widać - powiedziała pod nosem
- Słucham?
- A nic nic, mogę z tobą?
- Co ze mną? Jechać?
- Tak, jakiś problem?
- Macie tu jakieś centra handlowe prawda?
- Mamy, ale o tej porze niestety zamknięte, to wybiorę się z tobą po zakupy
- Będzie mi bardzo miło - powiedziałam ukrywając złośliwość
- Poczekasz, tylko sie przebiorę?
- Ależ oczywiście
Strasznie długo trwało jej przebieranie, w końcu wyszła, ubrana w granatową bardzo dopasowaną sukienkę ledwo zasłaniającą jej pupę., na wierzch założyła cienką marynarkę.
- Jest zimno, i jedziemy tylko na zakupy, a nie do klubu
- Nawet na zakupach trzeba jakoś wyglądać - położyła nacisk na "jakoś" patrząc na mnie. Fakt nie byłam ubrana jak ona, miałam na sobie spodnie jeansowe, t - shirt, bluzę, adidasy i kurtkę. Ale bez przesady.
- Możemy już jechać?
- Chwilkę, poprawię makijaż
- Emilia! Ja muszę zrobić kolację dla 6 osób! Sklepy niedługo zamykają bo jest niedziela! Rusz swoją prawie nieprzykrytą pupę i posadź ją w samochodzie! - Zdenerwowałam się, szukając kluczy do samochodu, ale nigdzie ich nie było. - Kuba! Biorę twoje auto! A tobie radzę za 10 sekund siedzieć w aucie - patrzyłam na nią wściekła i wyszłam z domu.
Całą drogę do sklepu Emilia się nie odzywała, zerkała czasem na mnie. Gdy wyszłyśmy, wszyscy się za nami oglądali, a tak na prawdę za pół nagim ciałem Emilii.
- Mogła byś przynieść mi trzy razy mleko?
- Oczywiście.
Miałam nadzieje że nie pomyli mleka na przykład z kefirem. Gdy robiłam resztę zakupów do marketu wszedł nie kto inny jak sam Mario. Założyłam na głowę kaptur, ale to nic nie dało.
- Czemu nie odpisujesz na smsy piękna? - objął mnie ramieniem
- Odwal się ode mnie, raz na zawsze!
- Oj oj kicia, spokojnie
- Masz mleko - przyszła w najmniej odpowiednim momencie. - Przepraszam, przeszkadzam? - zapytała z usmieszkiem
- Nie, Mario właśnie wychodził!
- Wręcz przeciwnie dopiero wszedłem, witam piękna Mario Götze - podszedł całując ją szarancko w rękę 
- Wybacz romeo ale ona jest zajęta, musimy już iść. Cześć 
- Do zobaczenia 
Pociągnęłam za sobą Emilię. Zakończyłyśmy zakupy, zapakowaliśmy do samochodu. 
- Ani się waż ruszać go! 
- Ale o kim mówisz? - uśmiechnęła się ironicznie 
- Dobrze wiesz już o kim
- Bo co? Sama już coś planujesz z nim? Widziałam jak Cię obejmował
- To nie twoja sprawa! Nie nie planuje nic z nim, nawet jakby był ostatnim facetem na Ziemi
- Do prawdy? To czemu ja nie mogę się nim zainteresować?
- Wymienić ci? Jesteś z Dawidem to chyba najważniejsze, jest gnojkiem, podrywaczem, szują, kłamcą, kretynem, palantem. Nie ma z nim przyszłości. Uwierz mi na słowo. 
- Zazdrościsz? 
- Ha! Niby czego?
- Tego że sam Mario Götze mnie podrywa! 
- Lala słuchaj, takie jak ty to on ma pełno, a podrywa każdą, dosłownie każdą jaką spotka 
- To dziwne, Ciebie jakoś nie podrywa
- Bo dałam mu kosza, a z resztą rób co chcesz, byle by nie dotyczyło to mojej rodziny
- Oczywiście - uśmiechną się cwaniacko 
- Wsiadasz? Czy zostajesz? A może jedziesz z Mario?
- Pojadę. Twoje ferrari? 
- Głucha? Przecież krzyczałam do Kuby że biorę jego auto
- To ty czym jeździsz? 
- Audi Quattro 
- No no
- A ty? 
- Mnie, wożą... 
Cała droga do domu znów minęła w milczeniu. Miałam już dość Emilii, znałyśmy się kilka godzin a zdążyłam ją znienawidzić. Po zjedzonej kolacji, pościeliłam gościom w sypialni. Udali się grzecznie spać. Wykąpałam Gabrysię i Przemka i sama położyłam się spać obok Kuby, który kończył czytać jakąś książkę. 
- Mam jej dość - zaczęłam 
- Kogo? 
- No tej całej Emilii
- Nie przesadzaj, za kilka dni wyjadą
- Miejmy nadzieje...



--------------------------------------------------------------
No to mamy następny rozdział :D i jak? mam nadzieje że jest okej :D
Dodaje zdjęcie Emilii i Dawida :D 
No to jak?
Jak juz jesteś zostaw komentarz :D

Pozdrawiam,
Isabell Błaszczykowska :*



poniedziałek, 16 września 2013

Prośba!

Prosze was jeszcze raz, linki do waszych blogów zostawiajcie w zakładce "spam" a nie w komentarzu pod rozdziałem!
Jesli już chcecie zostawić link i mnie poinformować to piszcie "Link do bloga zostawiam w zakłądce Spam!"
Bardzo was proszę! Ja na prawdę czytam wasze blogi, ale nie zawsze udaje mi się komentować!

Z góry dziękuje
Isabell

sobota, 14 września 2013

Rozdział 72

Czas leciał niemiłosiernie szybko. Wypełniłam wszystkie papiery i zaniosłam Jurgenowi na murawę, gdzie ćwiczyli chłopaki. Cały czas od wejścia na murawę patrzył się na mnie Mario.
- Proszę trenerze - podałam kilka teczek
- A dziękuje, jesteś wolna
- No właśnie ja się chciałam zapytać, czy mogę coś jeszcze zrobić, jakieś dodatkowe wnioski?
- Nie na prawdę, nigdy nie byliśmy tak na bieżąco z papierami jak jesteśmy teraz
- Ale na pewno?
- To znaczy jest coś co możesz zrobić
- Tak? Słucham
- Trzeba odebrać projekty nowych strojów wyjazdowych
- Już jadę! - krzyknęłam specjalnie głośno żeby słyszał to Mario
- Proszę to jest adres - podał mi kartkę
Szybko wybiegłam ze stadionu wsiadając do samochodu. Pojechałam pod wskazany, adres ale nie śpieszyłam się z powrotem. Podjechałam pod wielki wieżowiec. Weszłam do środka. I pokazałam legitymację BvB. Pokazali mi bym kierowała się na 7 piętro. Wsiadłam do windy. Całą drogę rozmyślałam o skutkach mojego urwania się z pracy. Nie chciałam by ktokolwiek się dowiedział o tym kim byłam. Ale skąd wiedział o tym Mario? Zaczęło się to gdy miałam 16 lat, rodzice nie byli najbogatszą rodziną w Warszawie. Często brakowało nam pieniędzy na rachunki, wtedy jeszcze ojciec był bezrobotny. Dostałam propozycję od koleżanki by mieć sponsora, mówiąc inaczej sprzedać cnotę. Wyśmiałam ją, ale po głębszym rozmyśleniu, wysłałam ofertę do internetu, odezwało się kilka osób, między innymi niejaki Piotr. Wydał się miły, nie taki jak wszyscy. Zaoferował 17 tysięcy na starcie. Jeśli będę chciała dolej to ciągnąć to dwa razy w tygodniu, po 3 tysiące. Sytuacja mnie do tego zmusiła. Spotkałam się z nim. Wytłumaczył mi wszystko. Wyobrażałam to sobie inaczej. Ale podobało mi się to, kręciło mnie. Oferował wyjazdy, kolacje, wakacje, upominki i wiele innych. Zgodziłam się. Kiedy nadszedł dzień w którym miałam się z nim spotkać spanikowałam. Ale było już za późno. Pojechaliśmy do hotelu. Na początku, był bardzo delikatny pokazał to i owo. Gdy przeszedł do rzeczy. Po wszystkim leżałam na łóżku, czułam się jak szmata, jak dziwka. Byłam na siebie wściekła. Zapłacił mi, i rozstaliśmy się. Chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć, ale nie dałam rady. Kilka tygodni później cała szkoła o tym wiedziała. Okazało się że wyżej wymieniony Piotr był podesłany od koleżanki. Miało to na celu skłonić mnie do pracowania dla jej chłopaka jako dziwka, inaczej rodzice dowiedzieli by się o wszystkim. Nie mogłam do tego dopuścić, zgodziłam się. Procowałam jako dziwka, ale nie taka na ulicy, tylko na zamówienie. Do 18 roku życia, godziłam się na to. Ale miałam dość. Skończyłam z tym, nie wiem jakim cudem. Ale jak widać przeszłość ciągnęła się za mną niemiłosiernie.
Szybko odebrałam projekty. Podjęłam decyzję, tak jak 10 lat temu. Pojechałam pod stadion. Czekał tam. Wyszłam z samochodu, i udałam się pod wejście.
- Myślałem że uciekłaś, już miałem wykonać pierwszy telefon
- Dasz zanieść mi te projekty?
- Masz 10 minut, jak nie wrócisz do tego czasu, wykonam telefony
- Nie wiedziałam że jesteś aż taki podły
- Oj Izuś, Izuś nie myśl tyle czas tyka
Spojrzałam się tylko na niego i pobiegłam zanieść projekty. Położyłam projekty na biurku Watzke.
- O Iza, jak dobrze że Cię widzę
- Przepraszam spieszę się
- Ale chwilkę, słuchaj jutro mamy mecz i potrzebuje Cię wcześniej w pracy
- Dobrze, do widzenia!
- Jutro o 11!
Biegłam czym prędzej do wyjścia, wybiegłam odpychając drzwi. Siedział w samochodzie, i jednym skinieniem ręki pokazał mi że mam wsiąść do auta. Zamknęłam oczy, pomyśłam o Kubie i ruszyłam. Wsiadłam do auta, i pojechaliśmy.
Dojechaliśmy do jego willi. Otworzył mi drzwi, gdy wysiadłam trzymał rękę na moich plecach, i zjeżdżał niżej, czułam jak mi się ciężko oddycha. Pchał mnie do przodu, więc nawet jakbym chciała nie mogłabym się wyrwać. Weszliśmy do środka, i nie owijał w bawełnę.
- Napiłam by się czegoś
- Boże, woda może być?
- Tak
Jak najdłużej się dało piłam tę wodę. Ale nawet ona się szybko skończyła. Przycisnął mnie do ściany i zaczął rozbierać. czułam obrzydzenie do niego i siebie samej. Podniósł mnie i zaniósł na górę. Moje ciało przez cały czas było bezwładne. Po wszystkim, zerwałam się z łóżka, wzięłam rzeczy i chciałam już wychodzić, gdy usłyszałam szyderczy śmiech Gotzego.
- Zrobiłam to co chciałeś, teraz masz się trzymać od całej mojej rodziny z daleka!
- Postaram się, ale ten film na pewno będzie genialny!
Zachodziłam w głowę jaki film, o jakim filmie on mówił!?. Wybiegłam z jego domu zakładając kurtkę. Złapałam autobus i pojechałam do domu. W kieszeni czułam wibracje telefonu. Wyciągnęłam był tam 30 nieodebranych połączeń od Kuby, i 1 mms. Było to zdjęcie Kuby, z Gabrysia i Przemkiem. Gabrysie z jednej strony całowała tatę w policzek a Przemek z drugiej. Bez zastanowienia się ustawiłam to na tapetę. 20 minut później byłam już w domu. Od wejścia usłyszałam piski Gabrysi. Dookoła stołu Przemek ją gonił. A Kuba w fartuchu gotował coś. Jak tylko mnie zobaczyły dzieciaki rzuciły się na mnie.
- Ciężki dzień w pracy? - zapytał Kuba całując mnie czule
- Fuuuuuuu! - z tyłu było słychać Przemka i Gabrysię
- Jak będziesz miał dziewczynę to nie będzie fuuu - odpowiedział Kuba
- Nie będę miał dziewczyny! Nie chcę!
- Oj Przemuś, a w pracy jak w pracy, normalnie
- Coś się stało? Źle wyglądasz
- Nie, wszystko okej
- Na pewno polepszy Ci sie po naszym rosole! Ja robiłem ś tatą i Gabrysią!
- Mmm
- Siadamy do stołu!

Wszyscy razem zjedliśmy obiad. Gabrysia z Przemkiem polecieli na górę bawić się, a do Kuby zadzwonił Marco zapraszając do na piwo i fifę. Sprzątanie po obiedzie zostawili mi. W kieszeni poczułam wibracje. Wyciągnęłam telefon, był to sms od Mario:
Było cudownie, nie mogę o tobie zapomnieć ~M





-------------------------------------------------------------------------------------
ROZDZIAŁ DEDYKUJE MOJEJ PRZYJACIÓŁCE JUSTYNIE, ona będzie wiedziała skąd pomysł z Piotrem :*
Przepraszam za taką obsuwę z rozdziałami ale wiecie, szkoła i ględzą o testach ciągle. Nie wiem kiedy będzie następny. 
Mam nadzieje że sie podoba :D 
Pozdrawiam
Isabell :*

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 71

Trener właśnie poinformował mnie że do naszej drużyny dojdzie wypożyczony piłkarz. Dostałem jego teczke ale od rana nie miałam czasu by do niej zajrzeć. Gdy wychodziłam z bufetu wpadł na mnie jakiś chłopak oblewając mnie kawą którą niosłam.
- Uważaj trochę! To nowa sukienka!
- Przepraszam, nie chciałem, kupię Ci nową - odpowiedział dość niski mężczyzna
- Nie dziękuje poradzę sobie bez takich prezentów
- Ale ja nalegam, bo to moja wina
- Dziękuje obejdzie się
- Przepraszam nie przedstawiłem się, Henrich Mchitarian.
- Iza Błaszczykowska
- Iza Blaćikowska?
- Po prostu Iza, ty jesteś...?
- Wypożyczonym piłkarzem na testy
- Aaa no tak, miło mi, przepraszam że nie poznałam ale jeszcze nie przeczytałam twoich akt
- Ty moich akt?
- Bo jestem psychologiem drużyny
- Aaa no tak, przepraszam, na prawdę sukienkę odkupię - powiedział widząc że wycieram dość dużą plamę na jasnej sukience
- Nie, nie trzeba, mam druga na zmianę
- Na prawdę?
- Tak,
- No okej, przepraszam ale muszę iść na trening
- Dobrze, przyjdź do mnie potem okej?
- Oczywiście - Widziałam że nie wiedział którędy ma się udać na płytę boiska
- W prawo, potem prosto i w lewo
- Ah dzięki
- Nie ma sprawy.
Po dość dziwnym zapoznaniu się z nowym piłkarzem, poszłam przebrać się do gabinetu, okazało się że nie przyniosłam sobie sukienki po ostatnim zalaniu herbatą. Postanowiłam urwać się na chwilę mając nadzieje że nikt mnie nie zauważy, założyłam marynarkę i szybko wymknęłam się z Iduny. Biegnąc w stronę samochodu nieszczęśliwie wpadłam na Mario.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Nie twój interes - podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki - Co ty robisz puść mnie!
- Nie! A teraz słuchaj! - zatkał mi usta i przycisnął do ściany - Albo prześpisz się ze mną....
- Nie ma mowy! Ja mam męża!
- A mi to nie przeszkadza, i daj dokończyć, albo twój mąż dowie się o kilku zdradach i twojej przeszłości, to jak?
- Ale ja go nie zdradziłam!
- Ale nikt inny oprócz Ciebie i mnie o tym nie wie
- Ty świnio!
- Tak chcesz się bawić? Wiesz, twojemu mężowi jakże i dzieciom może się coś stać
- Nie zrobisz tego!
- Wiesz, mogą nie zahamować i wjechać w drzewo, albo gorzej... to jak?
- Ty draniu! Nie zrobisz tego!
- A chcesz się założyć? Tylko później nie będzie wyboru, więc jak?
- Jeden, jedyny raz i dasz mi spokój, mi i mojej rodzinie?
- Obiecuję
- Kiedy? - zapytałam mając pełne oczy łez
- Twój mąż wraca dzisiaj wieczorem?
- Tak
- Po pracy będę czekał na ciebie, ale jak coś wykręcisz, wszyscy powtarzam wszyscy dowiedzą się kim byłaś kiedyś.... wszystko jasne?
- Tak
Nie mogłam sie nie zgodzić, nie chciałam aby ktokolwiek dowiedział sie o mojej przeszłości, a już w szczególności Kuba.



-------------------------------------------------------
No to mamy następny :D Podoba się?
Sory że krótki ale wiecie, rozpoczęcie roku a ja jeszcze nic nie mam i zaraz jadę... nienawidzę tego!
Nie wiem kiedy następny rozdział się pojawi! Przykro mi!


Pozdrawiam
Isabell Błaszczykowska :*

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 70 (kontynuacja)

POWTARZAM, PROSZĘ NIE BRAĆ TEGO ROZDZIAŁU POD UWAGĘ! W DALSZYM CIĄGU BLOGA! JEST TO ROZDZIAŁ WYJAŚNIAJĄCY!

 Dzień jak co dzień, raz śnieg, raz deszcz, czasem trochę słońca...




(...) Zdążyłam się tylko pożegnać z Kubą który ruszał po dzieciaki...
Dzień jak co dzień multum pracy, przy życiu trzymało mnie tylko to że jutro zobaczę moje pociechy. Co chwilę przychodził ktoś z jakimś problemem, chłopaki mieli dzisiaj cało dniowy trening. Ciągle ktoś krzątał się po Idunie, a to katering, sprzątanie, dziewczyny, narzeczone, żony piłkarzy. Ja byłam jakby nieobecna, miałam wrażenie że coś złego dzisiaj się stanie...



Właśnie dojeżdżałem do posesji Szczęsnego, wiedziałem że zaraz zaczną się pytania, ale byłem na to gotowy.
W drzwiach powitała mnie Sandra z Gabrysią.
- Tata!
- Malutka! Boże jak ja tęskniłem!
- Ja teś!
- Co ty tu robisz? - zapytała Sandra
- Przyjechałem po dzieciaki
- Iza wie?
- To tez moje dzieci
- Przecież wiem, ale się pytam
- Jeśli chodzi Ci o to czy się pogodziliśmy to tak
- Uff
- Gdzie Wojtek?
- Z Przemkiem na Emirates Stadium
- Co oni tam robią?
- Przemek męczył Wojtka że chce iść na jego trening, a że on ma kontuzje zabrał go na trening drużyny 
- A ty nie chciałaś iść? - zapytał Gabrysię
- A mu się właśnie wybierałyśmy na zakupy
- To może was podwieźć?
- Nie, kiedy indziej pójdziemy, chodź na herbatę
- Chętnie
Wytłumaczyłem Sandrze dokłądnie co się zdarzyło i gdzie szukałem Izy, po 3 godzinach do domu wrócił Wojtek z Przemkiem, widziałem niezadowolenie Przemka bo moja wizyta znaczyła że to już koniec mieszkania z Wojtkiem. Wszyscy wieczorem poszliśmy na miasto na lody. Wróciliśmy późno Sandra spakowała dzieciaki.
Rano zrobiła śniadanie. Wszyscy zjedliśmy i nastał czas pożegnań. Przemkowi ciężko było się rozstać z Wojtkiem, a Gabrysi z Sandrą.
- No nie! Moje dzieci są bardziej za Wami niż za własnymi rodzicami!
- Zdarza się, taka mega sytuacja - śmiał się Wojtek
Wsiedliśmy do samochodu. Zostało nam 60 km do Dortmundu, wiadomo noga staje się cięższa i chcę się być już w domu. Nie wiem czy to zmęczenie, czy może nieuwaga... Jechałem prostą drogą, widziałem przechodnia przechodzącego przez pasy ale nie mogłem zahamować, jakbym stracił czucie w nodze, skręciłem w lewo z naprzeciwka jechał rozpędzony tir, wjechał w bok auta. Dalej już nic nie wiedziałem - straciłem przytomność.

pisane oczami autorki
Było kilka postojów jak to z dziećmi, ale Kuba nie zauważył że przy ostatnim postoju nie zapiął fotelika Gabrysi. Podczas uderzenia wypadła z fotelika. Przemek uderzył bardzo mocno głową w szybę. Kuba, uderzył w kierownicę miał zapięte pasy ale to tylko pogorszyło całą sprawę, jednak jego udało się uratować, jest w śpiączce. Dzieci nie udało się uratować. Zmarły na miejscu...


Aniele śmierci proszę powiedz mi,
czemu w stosunku do nas jesteś obojętny,
najlepsze są dla ciebie młode ofiary,
nigdy nic Ci nie zrobiły, a traktujesz je jak psy.

------------------------------------------------------------------------------
A teraz pozwólcie wytłumaczę czemu służył ten "dodatkowy" rozdział. Jak wiecie nie pisałam od kilku tygodni żadnego rozdziału, a ten rozdział nie jest przypadkowy. Dwa tygodnie temu, stałam na pasach nie było sygnalizacji świetlnej widziałam że z lewej strony jedzie tir, ale był wystarczająco daleko. Jednak nie odważyłam się przejść, widziałam że jechał samochód, jakiś facet z malutkim dzieckiem. Widziałam jak skręcał, tir zwolnił, i nie przejechał po samochodzie. Jak się później okazało, dziecko nie było zapięte w fotelik i pod wpływem uderzenia wypadło z niego. Było to małe dziecko miało 8 miesięcy. Dziecko zginęło na miejscu [*], a ojciec jest w śpiączce kolejny tydzień.
To jest powód i wytłumaczenie czemu nie pisałam, i dlatego ten rozdział jest taki a nie inny. Jest on dodatkowy bo nie chcę uśmiercać dzieci. Nie miałam tego w planach.
I bardzo was proszę, gdy wsiadacie do samochodu, zapinajcie pasy, i sprawdzajcie czy inni tez maja je zapięte bo może włośnie uratujesz sobie lub innej osobie życie.


Isabell Błaszczykowska

Rozdział 70

(...) - Kuba miał wypadek
- Mario co ty gadasz?! Jaki wypadek? Przed chwila z nim rozmawiałem - wtrącił się Marco
- Mario?
- Ale... - tłumaczył się
- Nie wiedziałam że jesteś aż taką świnią
- Ale Iza! Ja Cię kocham!
- Jeśli byś mnie kochał nie okłamywał byś mnie - wróciłam się. Popatrzyłam jeszcze na niego i wyszłam. Cała rada minęła szybko. Nie obejrzałam się a już było po. Wszyscy podziękowali, pożegnali się i wyszli. Cały czas ktoś się do mnie dobijał. Gdy siedziałam w gabinecie wyjęłam telefon z kieszeni, było tak 30 nieodebranych połączeń od Pawła. Szybko oddzwoniłam.
- Halo? Co się stało?
- Iza! Na reszcie odebrałaś!
- Przepraszam miałam zebranie, co się stało?
- No bo mamy problem
- Mamy? Z kim ty tam jesteś?
- Z twoim mężem
- Słucham?! Gdzie jesteście?
- No w Warszawie, w klubie. Nie mogę go odciągnąć od baru
- Daj go do telefonu
- Jak chcesz, ale nie wiem czy się dogadasz
- Daj mi go po prostu!
- Haaoolooo
- Kubuś, co ty wyprawiasz?
- Iza, gdzie ty jesteś? Jak ty się tam znalazlas? - zaczął patrzeć na telefon
- Kuba, wracaj do domu proszę
- Jusz, Piotr jedziemy!
- Jestem Paweł! - usłyszałam głos z daleka - Dobra Iza ja zawiozę go do domu, wytrzeźwieje jutro pogadacie
- Dzięki, ja nie mam jak po niego przyjechać
- Spokojnie jakoś damy radę
- Dziękuje
- Trzymaj się
- Pa
Byłam strasznie zmęczona całym tym dniem, nie miałam siły na nic. Położyłam się na kanapie i nie wiem kiedy usnęłam. O 23 obudził mnie dozorca. Szybko założyłam marynarkę i wyszłam.

3 dni później 
Usłyszałam warkot silnika, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam mój samochód wjeżdżający do garażu. Zeszłam na dół, i gdy tylko go zobaczyłam wiedziałam że wszystko mu wybaczę. Rzuciłam się mu w ramiona.
- Iza przepraszam!
- Cicho! - pocałowałam go. Nie obejrzałam się kiedy, już wylądowaliśmy w sypialni. Kilka godzin później gdy leżeliśmy w łóżku, powrócił temat.
- Iza...
- Tak?
- Gdzie są dzieci?
- U Wojtka
- Jak to?
- Normalnie
- Boże że ja na to nie wpadłem!
- Trzeba po nie jechać, ale ja już urlopu nie dostanę przez 2 lata - zaśmiałam się
- Skarbie nie przejmuj się ja mam jeszcze tydzień wolnego. Jutro po nich pojadę
- Świetnie - pocałowałam go - Może śniadanie?
- Bardzo chętnie
- Powiedz mi jeszcze jedno
- Tak?
- Jak znalazłeś się w Warszawie u Pawła?
- No bo jak tylko wyjechałaś przyszedł Marco i dał mi w twarz, i kazał po ciebie jechać i Cię szukać do głowy wpadł mi tylko Paweł.
- Ale on przyłożył ci aż dwa razy?
- Czekaj to nie koniec historii, gdy wyjeżdżałem po Ciebie przyjechał pod dom Mario i pobiliśmy się
- I wszystko jasne
- A czytałaś jakieś gazety?
- Czasopisma, jakieś kolorowe itp a co?
- A nie nic - uśmiechnął się
- Kuba, już mi tu mów!
- No bo nasza bójka została obszernie wypisana we wszystkich gazetach
- Boże
- No właśnie
- Dobra idę robić śniadanie
Ten dzień spędziliśmy razem, poszliśmy na romantyczny spacer, oglądaliśmy jakieś romanse. Następnego dnia, z samego rana telefon się urywał, dzwonił Jurgen i pytał czy na pewno będę w pracy. Zdążyłam się tylko pożegnać z Kubą który ruszał po dzieciaki....


-----------------------------------------------------------------------
No i jest rozdział, a więc chcę wytłumaczyć się, za chwilę pojawi się jeszcze jeden rozdział ZUPEŁNIE NIE ZWIĄZANY! PROSZĘ NIE BRAĆ GO POD UWAGĘ W DALSZYCH ROZDZIAŁACH! BĘDZIE TO DODATKOWY ROZDZIAŁ!
Ten rozdział będzie poświęcony pewnemu dziecku, (ś.p) i będzie on wyjaśniał moje długie niepisanie.

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 69 (przepraszam za skojarzenie)

Następnego dnia, wstałam i zaczęłam obdzwaniać wszystkich znajomych Kuby u których mógłby się zatrzymać, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Dzisiaj miało odbyć się bardzo ważne spotkanie zarządu Borussii. Trener Klopp bardzo chciał abym na nim była. Nie miałam wyjścia. Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam. Na stadionie byłam tuz przed 12. Weszłam do środka, spotkanie miało odbyć się o 15, wcześniej był trening naszych chłopaków. Usiadłam na kanapie w biurze i patrzyłam bezwładnie w jeden punkt.





Następnego dnia rano obudziłem się ze strasznym kacem. Poprzedniego dnia wieczorem, razem z Pawłem wypiliśmy chyba po litrze na głowę. To nie było mądre posunięcie, dlatego że dzisiaj z samego rana chciałam szukać Izy.
- Ty tez masz takiego kaca? - do salonu wszedł Wszołek
- Nawet nic nie mów, głowa mi zaraz wybuchnie. Nie pamiętam kiedy tak ostatnio się spiłem
- No ja też nie pamiętam. To jaki plan gry na dziś? Gdzie jedziemy?
- JedzieMY?
- No chyba się sądzisz że będziesz sam szukał mojej siostry
- No właśnie tak myślałem
- No to się pomyliłeś. Pomyśl gdzie macie takiego znajomego do którego mogła jechać? - zapytał nalewając wody do szklanki
- Szczerze?
- Tylko
- Obstawiałem tylko Ciebie
- No to nie trafiłeś, a ktoś inny? Nie wiem przyjaciółka? Przyjaciel? - zaczął się śmiać 
- Uważaj bo niechcący ze śmiechu udławisz się tą wodą!
- Dobra, dobra spokojnie!
- Przyjaciółkę ma w Dortmundzie, i ona nie wiedziała że się pokłóciliśmy
- Rodzina?
- Matka, i ojciec nie żyją
- No, a ten brat? Jak mu tam
- Marcin, jest na odwyku
- Słucham?
- To co słyszysz, nie pytaj
- Okej, to może ktoś z reprezentacji? Fornalik? hah
- Oczywiście, jak ja mogłem zapomnieć! Na pewno jest z Fornalikiem, pewnie bardzo dobrze się bawią! Ty masz mózg?
- Ej ale bez takich! Próbuje pomóc!
- To wymyśl coś logicznego!
- Nie wiem! Ja jestem prostym graczem!
- To widać
- A to co miało znaczyć?
- A nic, tak jakoś mi się powiedziało
- Jasne....


Do rady pozostało jeszcze 2 godziny, wyszłam do chłopaków na murawę.
- Izuś! - krzyknął Moritz - Chodź do nas zagrać!
- Może kiedy indziej
- Idioto nie widzisz, nasza pani psycholog za pięknie ubrana na piłkę - odpowiedział Roman
- Dokładnie - przytaknęłam
- Iza! Iza!
- Co się stało Mario?
- Kuba miał wypadek...




-----------------------------------------------------------
No to taki rozdzialik udało mi się napisać :3 Mam nadzieje że nie zawiodłam i udał mi sie chodź trochę :D
Bardzo was proszę jak już to czytacie to napiszcie koemntarz, to na prawde pomaga napisać kolejne rozdziały :D

Buziaczki
Isabell Błaszczykowska :*

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 68

Gdy tylko doleciałam do Dortmundu, zadzwoniłam po taksówkę. W domu byłam po 20 minutach. Weszłam przez bramę, i podeszłam do drzwi, na chodniku było pełno krwi. Nie wiedziałam o co chodzi. Moja pierwsza reakcja była taka, żeby tylko to nie była krew Kuby, żeby nic mu się nie stało. Tego bym sobie nie darowała! Wbiegłam szybko do mieszkania. W salonie była rozbita szklanka, w kuchni porozwalane, naczynia. Na dole nigdzie Kuby nie było. Wbiegłam po schodach na górę. Ciuchy leżały na łóżku, w łazience kosmetyki porozwalane, i waciki z krwią, cała zakrwawiona umywalka. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Marco. Niestety nie odbierał. Wbiegłam na dół, i sięgnęłam do szuflady. Nie było moich kluczyków. Leżały tylko klucze do samochodu Kuby. Nic z tego nie rozumiałam. Ale to nie było ważne. Wzięłam te kluczyki i pobiegłam do garażu. Stał tam samochód. Wsiadłam do środka. Łzy spłynęły mi po policzkach. Poczułam jego zapach. Zdałam sobie sprawę że nadal go kocham, mimo tego co mi powiedział. Odpaliłam samochód. i wyjechałam z domu. Przejechałam może 3 kilometry i samochód dał mi znać że nie ma już benzyny. Zjechałam do pierwszej stacji, jaka tylko była. Zatankowałam do pełna, dopiero później przy kasie zorientowałam się że nie wzięłam portfela.
- 350 euro poproszę - powiedział ekspedient
- Zapomniałam portfela
- Wezwać policje?
- Nie, proszę nie. - na nadgarstku zauważyłam bransoletkę Borussii, i juz wiedziałam że jestem uratowana - Jest pan fanem Borussii?
- Tak ale co to ma do znaczenia?
- Jestem psychologiem ich! Załatwię panu bilety na ich mecz!
- No nie wiem
- Spotka pan się z nimi po meczu! Tylko proszę, dać mi odjechać, ja to zapłacę. Proszę
- Ale...
- Błagam
- No dobrze
- Bardzo dziękuje! Proszę jutro przyjść na Idunę i w recepcji poprosić żeby zadzwonili po mnie
- No okej
Szybko wybiegłam ze stacji, wsiadłam i pojechałam. Dotarłam na Idunę, wybiegłam na murawę. Miałam rację mieli trening. Miałam nadzieje że Kuba tam będzie, ale nigdzie go nie widziałam. Zauważyłam Mario i Marco.
- Iza! - krzyknął trener - Przecież mieliście wyjechać
- My?
- No tak, ty i Kuba, wziął kilka dni wolnego
- Jak to?
- Nie tłumaczył się za bardzo bo szybko się rozłączył
- Gdzie on jest?
- Nie mam pojęcia, coś się stało?
- Nie, nie nic.
- Gdzie dzieciaki?
- W Londynie
- Z Kubą?
- Z Wojtkiem
- Nic nie rozumiem
- Ja też nie... Marco! - krzyknęłam, szybko podbiegł do mnie. - Marco gdzie Kuba?
- W domu
- Nie ma go tam!
- Wczoraj go tam zostawiłem
- Ale dziś go nie ma! Co się stało Mario?
- Nie mam pojęcia
- Mario! Chodź!
- Co jest?
- To ja się pytam co jest? - wskazałam na jego twarz - W domu, cała łazienka zakrwawiona, i chodnik przed domem
- Oj nie ważne
- Mów!
- No bo Marco powiedział mi co Kuba Ci zrobił, no to poszedłem dzisiaj rano do niego i przywaliłem mu
- To gdzie on teraz jest?!
- Nie wiem gdzieś wychodził jak byłem u niego
- Jezu...
- Ej, no wtedy jak do mnie napisałaś ja tez byłem u Kuby, i tez mu przywaliłem
- Widziałem
- Mario Gotze! Do mnie! - krzyknął trener. Mario szybko pobiegł do trenera. Słychać było jak krzyczy na niego.
- Dostałem karę
- Ha ha co? - drwił Marco
- Na dwa mecze, nie mogę grać
Ja już nie słuchałam ich, nie wiedziałem co się dzieje z Kubą, gdzie jest, czy nic mu nie jest. Nie miałam żadnego tropu, wszystko sprowadzało mi do początku. Miałam poczucie winy.  To była moja wina. Wróciłam do domu, posprzątałam, zjadłam coś i usiadłam na kanapie. Pogrążyłam się w myślach. Nie zwracałam uwagi na nic.


--------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam dzisiaj nowy rozdział :D
Mam nadzieje że chodź trochę się podoba :)

Wenę nabrałam słuchając tej piosenki, polecam! <3
http://www.tekstowo.pl/piosenka,james_arthur,impossible.html

Buziaki!
Isabell Błaszczykowska :*

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 67

Nie chciałem dzwonić bo i tak wiedziałem że nic mi nie powie, będzie krył swoją siostrę. Wykonałem tylko jeden telefon do zarządu Borussii o kilka dni urlopu, nie byli zadowoleni gdyż za dwa dni miał odbyć się mecz, z Hannoverem. Ale akurat to mnie nie obchodziło, za wszelką cenę chciałem odzyskać dzieci. Wrzuciłem w torbę parę rzeczy, i wychodziłem właśnie z domu.
- Zadowolony jesteś? - usłyszałem zza pleców znajomy głos
- Mario? co ty tu robisz?
- Pytam się!
- Uspokój się, dzisiaj już mi się dostało od Marco
- Dostaniesz jeszcze dzisiaj ode mnie!
- Opanuj się!
- Jak mogłeś to jej zrobić! - podszedł do mnie i złapał za kurtkę
- A może miałem powód? Może pieprzysz ją gdy Ciebie nie ma na treningu?
- Upadłeś na głowę?
- Ty mi odpowiedz na to pytanie! Każdy wie że szalejesz za Izą, gdy tylko ja widzisz ślina ci cieknie a w gaciach masz mokro! - i w tym momencie dostałem po raz drugi w tym dni w twarz, o dziwo, na moją niekorzyść w drugą stronę. Postanowiłem oddać ale dwa razy mocniej, upadł na zmienię. Podniósł się szybko i ruszył na mnie. Nasza bójka trwała dość długo.
- Zobaczysz, jeszcze dostaniesz! - krzyczałem za nim. Ale nie odwrócił się. Miałem cały rozwalony nos, nie mogłem tak pojechać. Podniosłem z chodnika klucze do domu, wróciłem, ogarnąłem się, i wsiadłem w samochód.



Telefon dzwonił na okrągło, na zmianę Kuba, Marco, Mario, a nawet Natalia. Ale mnie nic nie obchodziło. Wyłączyłam telefon. Razem z Sandrą wybrałyśmy się na spacer, z dzieciakami i Wojtkiem. Przemek był w siódmy niebie. Grał z Wojtkiem, biegał, z Kubą nigdy się tak nie bawił. Z własnym ojcem miał gorszy kontakt niż praktycznie z obcym człowiekiem. Wróciliśmy do dom pod wieczór. Pożegnałam się z dzieciakami i wsiadłam do samochodu z Wojtkiem. Widziałem smutek na buzi Gabrysi, ale nie mogłam inaczej postąpić.
- Dasz sobie radę?
- Wojtek to mój mąż, nawet z nazwy
- No wiem ale...
- Spokojnie, nigdy jeszcze mnie nie uderzył
- Jednak boje się o ciebie
- Spokojnie, jak coś będzie to będę dzwonić albo przyjadę
- Mam nadzieje!
Szybko dojechaliśmy na lotnisko. Pożegnałam się ze Szczęsnym, i wsiadłam do samolotu. Miałam mieszane myśli, bałam się tego co mnie czeka. Ale nie było już odwrotu.


Jechałem 15 godzin do Warszawy. Dojechałem na 9 rano. Podjechałem pod stadion Polonii, jednak nikogo tam nie było. Czekałem w samochodzie, ale to nie miało sensu. Po wielkich trudach udało mi się zdobyć adres tego całego Wszołka. Był to wielki blog, a raczej pensjonat. W klatce mijałem kilku piłkarzy z polskiej ligi, min. Wawrzyniaka i Koseckiego. Stałem pod drzwiami, i nie wiedziałem czy zadzwonić czy nie. Podniosłem rękę i drzwi się otworzyły.
- O Kuba, co ty tu robisz?
- Gdzie Iza?
- Jaka Iza?
- Moja! Twoja siostra! - wdarłem sie do niego do domu - IZA! WYCHODŹ!
- Nie krzycz!
- Gdzie ona jest? Gdzie ją schowałeś? - W tym momencie z sypialni wyszła jakaś dziewczyna, młoda, blondynka. Wyglądała na max 18 lat. Była pół naga.
- Stary o co ci chodzi? Nie ma jej tu!
- Musi tu być! Bo jak nie tu to... Szczęsny!
- Usiądź, zrobię coś do picia
- Nie ja muszę jechać
- Siadaj, z Dortmundu przyjechałeś?
- Tak
- Samochodem?
- No a czym?
- No to na pewno Cie teraz nie puszczę do Londynu! Karolina, bierz swoje rzeczy i wyjdź
- Nie, nie ja zaraz wychodzę
- Ty zostajesz, ona wychodzi - Siedzieliśmy tak cały dzień. Opowiedziałem mu tę sytuacje po której Iza zniknęła. Wkurzył się, ale zrozumiał mnie i Izę.
- A ty pod samochód wpadłeś?
- Nie czemu?
- A widziałeś się w lustrze?
- Aa to, nie dostałem od kumpli
- Słucham?
- No dostałem od Mario i Marco, ale należało mi się
- Gotze, i Reus? - przeglądał coś w internecie
- Tak, czemu pytasz?
- No bo wasze zdjęcia jak się bijecie są w nacie haha
- Słucham?! - wyrwałem mu laptopa z reki - O Ku*wa, trener nas zabije
- No na pewno, a już na 100% nie zagracie w meczu następnym - powiedział drwiąc
- A takie, przeczucia skąd?
- No nasz trener tak robi, taka kara haha
- A możesz się nie śmiać?
- Mogłeś pomyśleć wcześniej, uu i ten nagłówek
- "Poza boiskowe porachunki? Czyżby kolegom nie podobało się to że pomocnik Borussii Dortmund od następnego sezonu będzie grał dla Bayernu Monachium?" 
- Z tego będzie Ci się trudno wytłumaczyć raczej
- Już po mnie...


--------------------------------------------------------------------
No cześć!
Mam nadzieje że nie zapomnieliście o moim blogu :3
A więc mamy kolejny rozdział, widzę że taka długa przerwa nie służy blogu, jest o wiele mniej komentarzy, ale trudno taka przerwa była mi potrzebna :)
Oceńcie ten rozdział czy dobry czy nie :D
Jutro postaram sie dodać nowy!

Buziaki!
Isabell Błaszczykowska :*




wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 66

Nie było tak późno więc wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Wojtka.
- Cześć, zapomniałeś czegoś?
- Nie to ja Iza
- Aaaaa no siema! Co tam?
- Nie za dobrze
- Co sie stało? Chodzi o Kubę?
- Poniekąd, mam prośbę
- Dla ciebie zawsze!
- Czy możesz się zaopiekować dzieciakami  jakiś czas?
- Pewnie!
- Wiem że masz mecze, treningi, wyjazdy
- Nie, ja mam kontuzje i przez dwa miesiące jestem wykluczony z gry i treningów
- To świetnie! Znaczy przykro mi że masz kontuzję
- Ha ha daj spokój, kiedy przylatujesz?
- Jutro z samego rana
- Świetnie napisz smsa o której będziecie to przyjadę po was
- Dobra to do zobaczenia
- No pa pa
Wyjęłam torby z szafy, i włożyłam wszystkie rzeczy Przemka i Gabrysi. Do mniejszej torby spakowałam kilka moich rzeczy. Zajęło mi to 30 minut. Ubrałam się i poszłam obudzić dzieci.
- Przemek wstawaj
- Jusz? Ale jest ciemno
- Tak wiem, ale nie jedziemy do przedszkola
- A gdzie?
- Do wujka Wojtka
- Super! - wyskoczył szybko z łóżka
- Ale ci, taty nie możemy obudzić
- A tata nie jedzie?
- Nie tatuś zostaje, tutaj kładę Ci ubranie a ja idę obudzić Gabrysię, tylko pamiętaj Ciiiii
- Dobsze - powiedział bardzo cicho. Szybko weszłam do pokoju Gabrysi, ubrałam ją i zeszliśmy po cichu na dół. Jakub spał na kanapie, a raczej pól na pół kanapie i podłodze. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Marco, ale nie odbierał. Wykręciłam numer do Natali, po kilkunastu sygnałach odebrała strasznie zdyszana.
- Halo?
- Hej tu Iza
- Cos się stało?
- Sory że wam przeszkodziłam w tym, ale potrzebuje Reusa
- Nie nie przeszkodziłaś, po co?
- Musi przypilnować Kuby, bo ja wyjeżdżam
- Jak to? Gdzie?
- Później Ci powiem, Niech szybko przyjedzie tutaj do mnie, klucze zostawiam pod wycieraczką. Cześć
- Ale Iza
- Pa!
W telefonie szybko sprawdziłam o której wylatuje ostatni samolot do Londynu. Akurat załapaliśmy się na ostatni lot. Taksówką pojechaliśmy na lotnisko, a o 23 siedzieliśmy już na pokładzie. W Londynie mieliśmy być o 6 rano. Napisałam Wojtkowi smsa
Wojtuś, w Londynie będziemy o 6:20 
Długo na odpowiedź nie musiałam czekać
Fenomenalnie! 
Już nie moge się doczekać! 
Sandra też!
Dzieciaki usnęły na siedzeniach. Gdy dolecieliśmy, pierwszy obudził się Przemek. 
- Dzie Wojtek?
- Spokojnie, pewnie czeka na nas na lotnisku 
- Aha
Szybko wysiedliśmy z samolotu. Miałam racje Wojtek z Sandrą już na nas czekali. Pierwszy wystartował Przemek. A za nim Gabrysia
- Wojtek! - krzyczał Przemek 
- Siema! - przybił mu piątkę i przytulił. Gabrysią bardziej wolała Sandrę, może dlatego że jest dziewczyną, ale z Wojtkiem tez się przywitała. 
- Cześć Iza - przywitałam się z wszystkimi 
- Powiesz? 
- Wojtek nie teraz 
Wszyscy udaliśmy się do domu Szczęsnego, był na prawdę ogromny. Przemek nie odstępował Wojtka na krok, a Gabrysia Sandry. Gdy dzieciaki bawiły się w ogrodzie, ja Sandra i Wojtek usiedliśmy sobie na krzesłach i zaczęły się pytania.
- To teraz mów
- No dobrze, Kuba od kilku dni jest jakiś inny
- To znaczy? 
- Awanturuje się o nic tak na prawdę, od kilku tygodni wraca późno, a wiek kiedy treningi się kończą. Tłumaczy się piwem z kolegami, ale w to nie wierze. 
- Może przechodzi kryzys wieku średniego? - zarował Wojtek
- Ma 28 lat, bez przesady ty jak coś wymyślisz... Siedź cicho! - rozkazała Sandra - Mów dalej
- Wczoraj nakrzyczał na mnie że nie wyprałam stroju, i zapomniałam o jego meczu, a strój i tak miał nowy. To mu powiedziałam że nie jestem jego służącą tylko żoną 
- No i dobrze powiedziałaś! - przyznała Sandra
- To on powiedział że w roli żony się nie spisuje
- Ale skurw*el 
- Wojtek! Dzieci są! - skarciła go Sandra
- Sory ale taka prawda! 
- To powiedziała że niech sobie znajdzie inną, to odpowiedział że chyba powinien
- Ale skurw*el - skwitowała Sandra 
- Sandra - upomniał ja Wojtek 
- No sory ale to inna sytuacja! I co zrobiłaś? 
- Pojechałam do pracy, ale to nie wszystko
- Co jeszcze? 
- W czasie meczu z Bayernem trener czerwonych zaproponował Kubie przejście do nich 
- Sukinsyn! - wkurzył się Bramkarz Arsenalu 
- Kuba wrócił pijany do domu, i powiedział o tym i że się zgodzi to ja postawiłam mu ultimatum, jak przejdzie to mnie i dzieci więcej nie zobaczy. I tak o to znalazłam się u Was
- Bardzo dobrze zrobiłaś! Możesz zostać tutaj ile chcesz!
- Dzięki Sandra ale ja muszę wracać do pracy, chodzi o dzieciaki, nie chce by na to wszystko patrzyły 
- One mogą zostać też ile chcą! - przyznał racje Wojtek
- O to mi chodziło, dzieki 
- Spokojnie! Tutaj będą bezpieczne! - uspokoiła mnie Dziwiszek 
- Ja jutro wracam
- Tak szybko? 
- Muszę, po dzieciaki przyjadę jak to się wszystko unormuje dobrze?
- Pewnie! Chodźcie zrobimy jakieś śniadanie.


Rano obudziłem się z strasznym kacem. Na fotelu siedział Reus nigdzie nie było słychać dzieci. 
- Marco, co ty tu...
- Wstydziłbyś się!
- Nie krzycz
- Będę! Będę wrzeszczał! Bo na to zasługujesz! 
- Co zrobiłem? 
- Co zrobiłem? Pytasz się? 
- Gdzie Iza?
- Wyjechała!
- O kur*a 
Dopiero teraz przypomniałem sobie wczorajszą akcje. Ale nie myślałem że to zrobi. 
- Gdzie?
- Nie wiem
- Jak kur*a nie wiem!? Musiała powiedzieć!
- Nic nie mówiła! Co ty żeś zrobił!? 
- Nie ważne! 
- Jakub!
- Czego? - W tym momencie Marco dostał smsa od Izy, w którym wszystko mu wyjaśniła.
- Ty pier*olony suki*synie - rzucił się na mnie Marco - Jak mogłeś! 
- Złaź ze mnie! Reus! Puszczaj! - dostałem pod oko, czułem ze twarz mi puchnie. Dopiero kiedy mocno dostałem spojrzałem na to trzeźwo, i wtedy Marco puścił mnie. 
- Pojebało Cie?
- Jak mogłeś? Jak mogłeś tak ją skrzywdzić?
- Daj mi spokój! Wyjdź 
- Zobaczysz jeszcze tu wrócę! - rzucił kluczami o stolik i wyszedł. Dochodziła 11, już dawno powinienem być na treningu, wziąłem szybki prysznic, w lusterku zobaczyłem że mam całe sine oko, ale to nie było ważne, złapałem torbę i wyleciałem z domu jak poparzony.  Na treningu dostał mi się ostry opieprz. Ale trener miał racje. Po treningu wykonywałem milion telefonów ale nikt nie wiedział gdzie jest Iza. Do głowy przyszedł mi tylko on, on wiedział gdzie jest Iza i dzieci!...


------------------------------------------ 
No to jest kolejny :3
Podoba mi się :D A wam?
Mam nadzieje że też :D 
Czekam na komentarze! 

Pozdrawiam, 
Isabell Błaszczykowska :*

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 65

Wyjechać? Ale gdzie? Do kogo? Jest połowa października, Jakub ma mecze, dziećmi nie miał by się kto zająć. To był głupi pomysł, ale tylko ona wpadł mi do głowy. Resztę nocy nie sapałam. Siedziałam na kanapie oglądając durnowate filmy. O 7 zbudziłam wszystkich. Przygotowałam śniadanie. Najtrudniej jak zwykle było obudzić Jakuba. Ale udało się. Trening miał zaplanowany na 11.
- Kochanie uprałaś strój?
- Tak spodenki i ta koszulka bez rękawów są już w torbie - odpowiedziałam dopijając kawę
- Ale ja się pytam o strój na mecz!
- Jaki mecz?! Z kim?
- Dzisiejszy
- Ale ja się pytam z kim!
- Z Bayernem! O Superpuchar Niemiec!
- Ale on miał być 2 października
- Dzisiaj jest 2! Nie mów mi że nie oprałaś go
- Nie, nie uprałam, zapomniałam
- Iza! Kur*a to w czym ja będę grał?!
- Zamknij się! Dzieci wystraszysz!
- Przemek weź Gabrysię do pokoju - rozkazał Kuba, Przemek się posłuchał i chwilę później już ich nie było. - Czy ty jesteś poważna?
- Ale o co ci chodzi?
- W czym ja będę grał! 
- Nie podnoś na mnie głosu! Nie jestem twoja służącą! Tylko żoną!
- I w tej roli się nie sprawdzasz!
- Słucham?
- To co słyszałaś!
- To może znajdź sobie taką która Ci we wszystkim dogodzi
- Może znajdę
- Świetnie. Nowy strój na mecz jest w szafie w korytarzu
- Jak to nowy?
- Normalnie, na ten mecz macie nowe stroje
- Iza przepraszam - przybliżył się do mnie
- Zostaw mnie! Gabrysia! Przemek! Jedziemy! - Ubrałam dzieci, wsiadłam do samochodu i pojechałam do przedszkola. Zaprowadziłam Przemka i Gabrysię. Usiadłam w samochodzie, i nie miałam siły na nic. Znowu wszystko się waliło, ta sytuacja z Mario, teraz kłótnia z Kuba, tego było za dużo. Ruszyłam na stadion. Po drodze zatrzymałam się po kawę w jednej z restauracji.


Jak ja mogłem się tak zachować? Jak mogłem ją tak potraktować? Jak mogłem tak jej powiedzieć!? Kretyn! Nie wierze w to. To nie mogło być prawdą! A jednak! Podjechałem pod stadion, Izy jeszcze nie było. Pod wejściem stał Mario, Marco, Roman i Nuri.
- Coś ty taki - zaczął Marco
- No jaki?!
- Spokojnie! - uspokoił mnie Nuri
- Taki drażliwy - dokończył
- Pokłóciłem się z Izą
- Jak to? - wyskoczył Mario - O co?
- Nie ważne
- O wilku mowa, właśnie podjechała - zauważył Roman


O nie, oni tam stali. Mario i Kuba. Sama nie wiem kogo bardziej się obawiałam nie chciałam wysiadać z samochodu. Ale musiałam. Otworzyłam drzwi, wzięłam dwa głębokie wdechy i ruszyłam.
- Iza! Poczekaj! - podbiegł Kuba
- Zostaw mnie! - cały czas szłam do przodu
- Iza - złapał mnie za rękę ale wyrwałam się
- Nie rozumiesz prostego komunikatu "zostaw mnie" ?
- Pogadajmy
- Nie mamy o czym! Już dzisiaj rano wszystko mi powiedziałeś! Wystarczy!
- Iza!
- Nie odzywaj się do mnie! - ruszyłam w stronę gabinetu. Kuba cały czas nie dawał za wygraną. Ciągle chodził za mną. A że przemieszczałam się po całej Idunie bo dzisiaj był ten mecz byłam ciągle w zasięgu jego wzroku.
W końcu wybiła godzina 15, na boisku zabrzmiał gwizdek sędziego. Borussia radziła sobie w pierwszej połowie dosyć dobrze. BvB prowadziło już w 6 minucie, ale w 54 już było 1;1. W pierwszej połowie najlepszym zawodnikiem okrzyknęli Reusa, ale całe spotkanie skończyło się wygraną Borussii aż 4:2, a zawodnikiem meczu został Błaszczykowski.


Po zakończeniu meczu, podszedł do mnie trener Bayernu Jupp Heynckes. Przyznam zaskoczyła mnie jego propozycja. Kazał mi się z nią przespać. Dał swój numer telefonu i jutro miałem zadzwonić. Uradowany wygraną poszedłem przebrać się do szatni.
- Czego chciał? - wypalił Reus
- Ale kto?- udałem głupiego
- No ich trener!
- A nic pogratulował mi meczu
- Jasne!
- Na serio! A z resztą WYGRALIŚMY!


O 18 pojechałam po dzieciaki. Najpierw po Gabrysię, a później po Przemka.
- Mama
- Tak synu
- Kiedy przyjedzie wujek Wojtek?
- Oj nie wiem, jak chcesz to w domu do niego zadzwonimy! Co ty na to?
- Taaak!
- To chodźmy!
Szybko wróciliśmy do domu, wybrałam numer do Wojtka, i oddałam telefon Przemkowi który razem z Gabrysia powędrowali do swojego pokoju. Po godzinie czasu do domu wrócił Kuba.
- Wygraliśmy!
- Cicho! Gabrysia śpi!
- O przepraszam!
- Ty jesteś pijany!
- Ja? Chyba żartujesz!
- Ledwo na nogach stoisz!
- Nie!
- Jutro rano macie trening! Ciekawe jak się wytłumaczysz trenerowi!
- Trenerowi? Któremu?
- Jak to któremu? Jurgenowi
- Ale to już nie jest mój trener! - powiedział próbując zdjąć buty
- Słucham?
- Dostałem ofertę z Bayernu! Będę w pierwszym składzie!
- Ofertę?
- Głucha jesteś? OFERTĘ!
- Chyba jej nie przyjmiesz prawda?
- Jak nie? Jak tak!
- To może inaczej. Jak ją przyjmiesz, mnie i dzieci już więcej nie zobaczysz! - Odwróciłam sie i wyszłam z pokoju.


-------------------------------------------------------------------------
To to chyba wróciła wena!
Jak wam się podoba ten rozdział?
Szczerze? Mi się bardzo podoba :D Jak jeden z nielicznych!
A wam? Proszę o szczere komentarze! :D
Następny rozdział jak będzie 7 komentarzy :3 Taki szantażyk :D

Pozdrawmia,
Isabell Błaszczykowska :*