czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 70 (kontynuacja)

POWTARZAM, PROSZĘ NIE BRAĆ TEGO ROZDZIAŁU POD UWAGĘ! W DALSZYM CIĄGU BLOGA! JEST TO ROZDZIAŁ WYJAŚNIAJĄCY!

 Dzień jak co dzień, raz śnieg, raz deszcz, czasem trochę słońca...




(...) Zdążyłam się tylko pożegnać z Kubą który ruszał po dzieciaki...
Dzień jak co dzień multum pracy, przy życiu trzymało mnie tylko to że jutro zobaczę moje pociechy. Co chwilę przychodził ktoś z jakimś problemem, chłopaki mieli dzisiaj cało dniowy trening. Ciągle ktoś krzątał się po Idunie, a to katering, sprzątanie, dziewczyny, narzeczone, żony piłkarzy. Ja byłam jakby nieobecna, miałam wrażenie że coś złego dzisiaj się stanie...



Właśnie dojeżdżałem do posesji Szczęsnego, wiedziałem że zaraz zaczną się pytania, ale byłem na to gotowy.
W drzwiach powitała mnie Sandra z Gabrysią.
- Tata!
- Malutka! Boże jak ja tęskniłem!
- Ja teś!
- Co ty tu robisz? - zapytała Sandra
- Przyjechałem po dzieciaki
- Iza wie?
- To tez moje dzieci
- Przecież wiem, ale się pytam
- Jeśli chodzi Ci o to czy się pogodziliśmy to tak
- Uff
- Gdzie Wojtek?
- Z Przemkiem na Emirates Stadium
- Co oni tam robią?
- Przemek męczył Wojtka że chce iść na jego trening, a że on ma kontuzje zabrał go na trening drużyny 
- A ty nie chciałaś iść? - zapytał Gabrysię
- A mu się właśnie wybierałyśmy na zakupy
- To może was podwieźć?
- Nie, kiedy indziej pójdziemy, chodź na herbatę
- Chętnie
Wytłumaczyłem Sandrze dokłądnie co się zdarzyło i gdzie szukałem Izy, po 3 godzinach do domu wrócił Wojtek z Przemkiem, widziałem niezadowolenie Przemka bo moja wizyta znaczyła że to już koniec mieszkania z Wojtkiem. Wszyscy wieczorem poszliśmy na miasto na lody. Wróciliśmy późno Sandra spakowała dzieciaki.
Rano zrobiła śniadanie. Wszyscy zjedliśmy i nastał czas pożegnań. Przemkowi ciężko było się rozstać z Wojtkiem, a Gabrysi z Sandrą.
- No nie! Moje dzieci są bardziej za Wami niż za własnymi rodzicami!
- Zdarza się, taka mega sytuacja - śmiał się Wojtek
Wsiedliśmy do samochodu. Zostało nam 60 km do Dortmundu, wiadomo noga staje się cięższa i chcę się być już w domu. Nie wiem czy to zmęczenie, czy może nieuwaga... Jechałem prostą drogą, widziałem przechodnia przechodzącego przez pasy ale nie mogłem zahamować, jakbym stracił czucie w nodze, skręciłem w lewo z naprzeciwka jechał rozpędzony tir, wjechał w bok auta. Dalej już nic nie wiedziałem - straciłem przytomność.

pisane oczami autorki
Było kilka postojów jak to z dziećmi, ale Kuba nie zauważył że przy ostatnim postoju nie zapiął fotelika Gabrysi. Podczas uderzenia wypadła z fotelika. Przemek uderzył bardzo mocno głową w szybę. Kuba, uderzył w kierownicę miał zapięte pasy ale to tylko pogorszyło całą sprawę, jednak jego udało się uratować, jest w śpiączce. Dzieci nie udało się uratować. Zmarły na miejscu...


Aniele śmierci proszę powiedz mi,
czemu w stosunku do nas jesteś obojętny,
najlepsze są dla ciebie młode ofiary,
nigdy nic Ci nie zrobiły, a traktujesz je jak psy.

------------------------------------------------------------------------------
A teraz pozwólcie wytłumaczę czemu służył ten "dodatkowy" rozdział. Jak wiecie nie pisałam od kilku tygodni żadnego rozdziału, a ten rozdział nie jest przypadkowy. Dwa tygodnie temu, stałam na pasach nie było sygnalizacji świetlnej widziałam że z lewej strony jedzie tir, ale był wystarczająco daleko. Jednak nie odważyłam się przejść, widziałam że jechał samochód, jakiś facet z malutkim dzieckiem. Widziałam jak skręcał, tir zwolnił, i nie przejechał po samochodzie. Jak się później okazało, dziecko nie było zapięte w fotelik i pod wpływem uderzenia wypadło z niego. Było to małe dziecko miało 8 miesięcy. Dziecko zginęło na miejscu [*], a ojciec jest w śpiączce kolejny tydzień.
To jest powód i wytłumaczenie czemu nie pisałam, i dlatego ten rozdział jest taki a nie inny. Jest on dodatkowy bo nie chcę uśmiercać dzieci. Nie miałam tego w planach.
I bardzo was proszę, gdy wsiadacie do samochodu, zapinajcie pasy, i sprawdzajcie czy inni tez maja je zapięte bo może włośnie uratujesz sobie lub innej osobie życie.


Isabell Błaszczykowska

4 komentarze:

  1. strasznie Ci współczuję. Musiałaś się fatalnie czuć po tym co widziałaś. Cieszę się, że już jesteś. ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli Przemek i Gabrysia żyją ?Uffff
    http://dortmundzka-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że dzieciakom nic się tak naprawdę nie stało. Przeczytałam dziś wszystkie twoje notki na tym blogu. Miło się go czyta. Mam nadzieję że niedługo pojawi się następny. Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam łzy w oczach.Biedne dziecko,tak młodo umrzeć[*].Żal mi matki dziecka.
    Współczuje Ci,że musiałaś to widzieć,takich widoków nikomu się nie życzy.
    Bardzo się cieszę,że wróciłaś.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń