Dzień jak co dzień, raz śnieg, raz deszcz, czasem trochę słońca...
(...) Zdążyłam się tylko pożegnać z Kubą który ruszał po dzieciaki...
Dzień jak co dzień multum pracy, przy życiu trzymało mnie tylko to że jutro zobaczę moje pociechy. Co chwilę przychodził ktoś z jakimś problemem, chłopaki mieli dzisiaj cało dniowy trening. Ciągle ktoś krzątał się po Idunie, a to katering, sprzątanie, dziewczyny, narzeczone, żony piłkarzy. Ja byłam jakby nieobecna, miałam wrażenie że coś złego dzisiaj się stanie...
Właśnie dojeżdżałem do posesji Szczęsnego, wiedziałem że zaraz zaczną się pytania, ale byłem na to gotowy.
W drzwiach powitała mnie Sandra z Gabrysią.
- Tata!
- Malutka! Boże jak ja tęskniłem!
- Ja teś!
- Co ty tu robisz? - zapytała Sandra
- Przyjechałem po dzieciaki
- Iza wie?
- To tez moje dzieci
- Przecież wiem, ale się pytam
- Jeśli chodzi Ci o to czy się pogodziliśmy to tak
- Uff
- Gdzie Wojtek?
- Z Przemkiem na Emirates Stadium
- Co oni tam robią?
- Przemek męczył Wojtka że chce iść na jego trening, a że on ma kontuzje zabrał go na trening drużyny
- A ty nie chciałaś iść? - zapytał Gabrysię
- A mu się właśnie wybierałyśmy na zakupy
- To może was podwieźć?
- Nie, kiedy indziej pójdziemy, chodź na herbatę
- Chętnie
Wytłumaczyłem Sandrze dokłądnie co się zdarzyło i gdzie szukałem Izy, po 3 godzinach do domu wrócił Wojtek z Przemkiem, widziałem niezadowolenie Przemka bo moja wizyta znaczyła że to już koniec mieszkania z Wojtkiem. Wszyscy wieczorem poszliśmy na miasto na lody. Wróciliśmy późno Sandra spakowała dzieciaki.
Rano zrobiła śniadanie. Wszyscy zjedliśmy i nastał czas pożegnań. Przemkowi ciężko było się rozstać z Wojtkiem, a Gabrysi z Sandrą.
- No nie! Moje dzieci są bardziej za Wami niż za własnymi rodzicami!
- Zdarza się, taka mega sytuacja - śmiał się Wojtek
Wsiedliśmy do samochodu. Zostało nam 60 km do Dortmundu, wiadomo noga staje się cięższa i chcę się być już w domu. Nie wiem czy to zmęczenie, czy może nieuwaga... Jechałem prostą drogą, widziałem przechodnia przechodzącego przez pasy ale nie mogłem zahamować, jakbym stracił czucie w nodze, skręciłem w lewo z naprzeciwka jechał rozpędzony tir, wjechał w bok auta. Dalej już nic nie wiedziałem - straciłem przytomność.
pisane oczami autorki
Było kilka postojów jak to z dziećmi, ale Kuba nie zauważył że przy ostatnim postoju nie zapiął fotelika Gabrysi. Podczas uderzenia wypadła z fotelika. Przemek uderzył bardzo mocno głową w szybę. Kuba, uderzył w kierownicę miał zapięte pasy ale to tylko pogorszyło całą sprawę, jednak jego udało się uratować, jest w śpiączce. Dzieci nie udało się uratować. Zmarły na miejscu...
Aniele śmierci proszę powiedz mi,
czemu w stosunku do nas jesteś obojętny,
najlepsze są dla ciebie młode ofiary,
nigdy nic Ci nie zrobiły, a traktujesz je jak psy.
------------------------------------------------------------------------------A teraz pozwólcie wytłumaczę czemu służył ten "dodatkowy" rozdział. Jak wiecie nie pisałam od kilku tygodni żadnego rozdziału, a ten rozdział nie jest przypadkowy. Dwa tygodnie temu, stałam na pasach nie było sygnalizacji świetlnej widziałam że z lewej strony jedzie tir, ale był wystarczająco daleko. Jednak nie odważyłam się przejść, widziałam że jechał samochód, jakiś facet z malutkim dzieckiem. Widziałam jak skręcał, tir zwolnił, i nie przejechał po samochodzie. Jak się później okazało, dziecko nie było zapięte w fotelik i pod wpływem uderzenia wypadło z niego. Było to małe dziecko miało 8 miesięcy. Dziecko zginęło na miejscu [*], a ojciec jest w śpiączce kolejny tydzień.
To jest powód i wytłumaczenie czemu nie pisałam, i dlatego ten rozdział jest taki a nie inny. Jest on dodatkowy bo nie chcę uśmiercać dzieci. Nie miałam tego w planach.
I bardzo was proszę, gdy wsiadacie do samochodu, zapinajcie pasy, i sprawdzajcie czy inni tez maja je zapięte bo może włośnie uratujesz sobie lub innej osobie życie.
Isabell Błaszczykowska