poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 62

Kilka dni później
Wszystko układało się  świetnie, Gabrysia i Przemek byli zadowoleni ze swojego przedszkola i żłobka, ja miałam więcej czasu dla siebie, a Kuba był spokojniejszy i bardziej skoncentrowany na treningach gdy wiedział że żaden z potomków Błaszczykowskich nie lata bez opieki po Idunie.
Właśnie zbliżał się mecz z Barceloną, wiedziałam o tym bo wypełniałam wnioski o piłkarzach. Razem z Kubą zawieźliśmy dzieciaki do przedszkola i żłobka a sami pojechaliśmy do pracy. Jak zwykle weszłam do środka udając się do gabinetu a Jakub do szatni. Weszłam, zrobiłam sobie kawę, i usiadłam na krześle przeglądając prasę. Nie było tam nic ciekawego oprócz ulotek o materacach,albo o pralkach. Do mojego gabinetu wszedł Jurgen.
- Witaj Iza - przywitał się całując mnie w dłoń
- Dzień dobry
- Słuchaj, jest taka sprawa
- Mianowicie?
- Opinii o piłkarzach nie dostałem
- Ale przecież położyłam je w niebieskiej teczce na biurku u pana w gabinecie
- No tak, owszem leżała tam niebieska teczka, ale chyba nie zamierzasz wysłać naszych piłkarzy do przedszkola? Ja rozumiem że zachowują się jak dzieci, ale może jeszcze coś da się z nimi zrobić
- Nie bardzo rozumiem
- Bo w teczce było podanie i odpowiedź do przyjęcia do przedszkola - śmiał sie cały czas. Ja w tym czasie sięgnęłam do szuflady i wyjęłam teczkę gdy miały być papiery do przedszkola, Klopp się nie mylił, w teczce były opinie o piłkarzach.
- O Boże, przepraszam na prawdę, pomyliłam się
- Ha ha nic się nie stało, już się bałem że chcesz ich do przedszkola wysłać
- Nie nie nie, to było podanie Przemka, chociaż to nie jest głupi pomysł
- To znaczy?
- Można by było zrobić taką akcje "Piłkarze dzieciom, dzieci piłkarzom"
- A na czym ona by polegała?
- Można porozmawiać z dyrektorka publicznego przedszkola, żeby piłkarze przyjechali na jeden dzień, u Przemka w przedszkolu bardzo dużo dzieli lubi Borussię, Porozdawali by jakieś autografy, ja mogę załatwić od producenta jakieś upominki dla dzieciaków, i na koniec można by zorganizować wspólny mecz.
- Wiesz co to nie jest zły pomysł - uśmiechną się trener - Zgłoszę ten pomysł zarządowi, i zobaczymy co można z tym zrobić, a teraz przepraszam ale dzieciaki mnie potrzebują, do zobaczenia!
- Właśnie.
Siedziałam w gabinecie, i myślałam nad wszystkim, czy wygrają, czy są dobrze przygotowani, czy wyłączyłam żelazko jak wychodziłam z domu, co robią teraz dzieciaki w przedszkolu. Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę!
- No hej!
- Oo Natalia! Jak miło Cię widzieć - wstałam z krzesła i podeszłam się przywitać - Co cię do mnie sprowadza?
- Chodź ze mną
- Ale gdzie?
- Na murawę - powiedziała ciągnąc mnie za sobą. Gdy tylko weszliśmy na murawę, wszyscy piłkarze stali wokół Marco, podeszła do niego Natalia, a po poszłam do Kuby.
- Wiesz o co chodzi? - spytała cicho
- Nie, nie chciał powiedzieć
- Mogę prosić o ciszę?! - krzyknął Marco, trzymając Natalie za rękę - No to wszyscy tutaj jak stoicie, chciałem, a przepraszam chcielibyśmy was zaprosić na nasz ślub!
- I wesele oczywiście! - dopowiedziała Natalia
- Uuuu będzie grubo! - z tyło usłyszeliśmy krzyki Leonardo o Moritza
- Bez numerków mi tam! - śmiał się Marco. Wszyscy podeszli po kolei do Reusa i Natalii i gratulowali im dziękując równocześnie za zaproszenie. Gdy całą szopka sie skończyła ja razem z Natalią poszłyśmy na kawę do restauracji za rogiem. Usiadłyśmy przy naszym ulubionym stoliku i gadałyśmy.
- Kto będzie waszymi świadkami? - dopytywałam z ciekawością
- Marco wybiera Mario, a ja chciałam poprosić ciebie. Jeżeli oczywiście wyrażasz zgodę i chęć
- No pewnie! - podeszłam i ją przytuliłam z całej siły. W torebce poczułam wibracje telefonu, wyciągnęłam go nie wierzyłam własny oczom! Dzwoniła Maja!
- Majka dzwoni! - krzyknęłam
- Odbieraj! - rozkazała mi Natalia
- Halo?
- Cześć Iza, tutaj Maja, masz dzisiaj trochę czasu wolnego?
- A co się stało?
- Chciałam się spotkać
- Możesz teraz?
- Pewnie, tylko gdzie?
- Siedzę z Natalia w naszej ulubionej kawiarni na rogu Mainz
- Będę za 10 minut
- To pa
- Pa
- I co? - pytała Natalia
- Przyjdzie za 10 minut to się dowiemy. Nie czekałyśmy całych 10 minut. Do kawiarni weszła wysoka, czerwonowłosa dziewczyna. Wyglądała bardzo elegancko, jakby dopiero co wyszła z pokazu mody w Paryżu. Zdjęła okulary przyciemniane i przysiadła się do nas.
- Cześć - powiedziała oschło. Patrzyłam się na nią i w pewnym momencie przytuliłam sie do niej
- Strasznie mi siebie brakowało!
- Mi Was też - do nas przytuliła się jeszcze Natalia
- Dziewczyny ja Was przyjechałam coś powiedzieć tylko
- Słuchamy
- Wyjeżdżam na stałe z Dortmundu
- Gdzie? - dopytywałam
- Ale jak to? - oburzyła się Natalia
- Do Hiszpanii, poznałam tam przystojnego Sergio
- No to gratulujemy
- A jak... no wiecie
- Robert?
- Tak
- Nawet dobrze się trzyma, nie trenuje jeszcze, ale jest dobrze
- To dobrze
- Ej! Ale my chcemy poznać tego Sergio! - śmiała się Natalia
- To może dzisiaj kolacja?
- Mi pasuje - odpowiedziała Natalia
- Ja wezmę opiekunkę i okej
- Oczywiście z mężami i chłopakami! - spojrzała się na mnie i Natalię
- Chyba narzeczonymi - zarumieniła się. Gadałyśmy tak przez dwie godziny, ale niestety musiałam wracać na stadion, bo dzwonił Jurgen że ma do mnie sprawę. Pożegnałam się z dziewczynami i wróciłam na Idunę. Okazało się że muszę z chłopakami jechać do Barcelony na ten mecz. Przemka i Gabrysie mogłam zabrać ze sobą. O 16 razem z Kubą pojechaliśmy po dzieciaki, po drodze powiedziałam Kubie o kolacji i o tym że Maja się odezwała, Kuba był bardzo pozytywnie nastawiony na spotkanie. O 18 przyszła opiekunka, a ja razem z Kubą pojechaliśmy do restauracji, w centrum Dortmundu gdzie umówiliśmy się wszyscy. W środku czekali już Natalia z Marco i Maja z Sergio.
- Witam Jakub Błaszczykowski - podał rękę nowo poznanemu facetowi
- Sergio Ramos, miło mi
Cała kolacja minęła w miłym towarzystwie, rozmawialiśmy głównie o piłce nożnej chłopaki, a my z dziewczynami o modzie i różnych innych. Dowiedziałyśmy się od Mai że Sergio ma willę w Madrycie, domek na Hawajach i jeszcze jedną willę w Palermo. Cieszyłam się że znalazła kogoś z kim jest szczęśliwa, ale z drugiej strony szkoda mi było Roberta. Gdy kolacja dobiegła końca wszyscy pożegnali się i wyszliśmy z restauracji.
- Kuba! To co może piwo? - zapytał z chytrym uśmieszkiem Reus
- Genialny pomysł!
- Dziewczyny idziecie z nami?
- Chętnie się napije jakiegoś drinka, a ty Natalia?
- Z wielka przyjemnością!
Całą czwórka udaliśmy się do klubu, chłopaki wypili kilka piw (o kilka za dużo) a ja z Natalią 3 drinki. Potańczyliśmy trochę i o 2 w nocy wróciliśmy taksówkami do domu. Zapłaciłam opiekunce, pomogłam Kubie wejść na górę i się rozebrać, a sama poszłam do łazienki wykąpać się. Wróciłam do pokoju Kuba jeszcze nie spał. Położyłam się obok, a Kuba zaczął mnie namiętnie całować, i już było wiadomo jak spędziliśmy te noc.


-----------------------------------------------------------------------------
Uff jest rozdział, przepraszam wiem że miał być w sobotę ale nie dałam rady niestety :(
Mam nadzieje że wam się podoba trochę i że nie przynudzam :D
Mam przygotowana jeszcze jedną akcje na tego bloga ale nie wiem czy mam ja wykorzystać :P Zobaczymy :) Miłego czytania!

PAMIĘTAJ!
CZYTASZ - ZOSTAW KOMENTARZ!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Zapraszam!

Zapraszam na moje nowe opowiadanie!
Na razie tylko bohaterowie i prolog ale juz niebawem nowy rozdział!

Rozdziały będą tam pojawiały się raz w tygodniu w piątki! Zapraszam! :*
LINK

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 61

(...) - Wyjeżdżam
- Słucham?!
- Wyjeżdżam z Marcinem
- Ale gdzie?!
- Jeszcze nie wiem, muszę z nim zniknąć, nie chce go z powrotem oddawać do ośrodka
- Ale Iza, jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie
- Normalnie?!
- Kuba proszę Cię, uspokój się
- Ja mam się uspokoić? Przecież ja jestem spokojny - powiedział z sarkazmem
- Właśnie widzę - powiedziała cicho i niepewnie
- Wiesz że on musi wrócić?
- Nie puszczę go, żeby mi do końca go zniszczyli! - po tych słowach wstałam z krzesła i poszłam na górę. Nie wiedziałam co mam zrobić, czy na prawdę wyjechać, czy jednak zostać i pozwolić mu tam wrócić i modlić się że pod koniec terapii będzie "normalny". Na te nurtujące pytania nie znałam odpowiedzi. Postanowiłam odłożyć jeszcze tę decyzje o wyjeździe i ją dokładnie przemyśleć. Przecież nie mogłam znów zostawić Borussii bez psychologa, ale tez nie mogłam zostawić Marcina. Następnego dnia chłopaki mięli trening, Kuba jak zwykle pojechał wcześniej żeby się nie spóźnić, tak na prawdę nie chciał znów wysłuchiwać mojego monologu że powinniśmy wyjechać. Miałam na 12 umówione spotkanie z dyrektorką przedszkola publicznego w sprawie Przemka, miał już 4 lata więc razem z Kuba postanowiliśmy że potrzebuje przebywania z dziećmi w jego wieku, nie tylko na placach zabaw. Za to na 14 byłam umówiona z dyrektorką żłobka dla Gabrysi, to było pewne że się tak dostanie ponieważ jest to prywatny żłobek, dla dzieci piłkarzy. O takim żłobku dowiedziałam się od żony Kloppa, i słyszałam od innych wags piłkarzy. Dochodziła godzina 10, wiedziałam że dzisiaj muszę być w pracy, chłopaki mają dzisiaj całodniowy trening, organizują im takie 3-4 razy do roku. Wiedziałam że muszę też z powrotem zawieźć Marcina do ośrodka, wyjechaliśmy więc kilka minut po 10, w ośrodku byliśmy już 20 minut później. Zadzwoniłam dzwonkiem koło bramy, wyszedł ochroniarz który kazał Marcinowi wejść do środka i iść za nim. Pożegnałam się z nim.
- Jak tylko będę mogła zabiorę Cię stamtąd - po tych słowach przytuliłam go, pierwszy raz odwzajemnił uścisk, po moich policzkach popłynęły łzy, ale były to łzy szczęścia - Obiecuje - dodałam gdy drzwi się zamknęły. Otarłam łzy i wsiadłam do samochodu. Ośrodek znajdował się na samych obrzeżach Dortmundu, więc aby udać się na spotkanie do przedszkola musiałam się przebić do centrum, było to dość trudne gdyż była to godzina szczytu. Ledwo udało mi się zdążyć na spotkanie, zaparkowałam pod przedszkolem, wzięłam na rękę Gabrysię, a za rękę Przemka i weszliśmy do środka. Gdy tylko weszłam zamurowało mnie, państwowe przedszkole, ale nie sądziłam że takie wypasione, wielki hall, piękna sala zabaw. Ochroniarz wskazał mi drogę do gabinetu dyrektorki. Zapukałam do drzwi, odpowiedział mi bardzo miły głos abym weszła, więc to uczyniłam.
- Dzień dobry, ja byłam z panią umówiona w sprawie... - nie dokończyłam
- Przyjęcia do przedszkola tak?
- Dokładnie - uśmiechnęłam się serdecznie
- Pamella Fischer - podała mi rękę
- Iza Błaszczykowska - odwzajemniłam gest
- Proszę niech pani siada - wskazała krzesło na przeciwko jej biurka, przyglądając mi się uważnie
- Dziękuje - usiadłam na nim, sadzając na kolanach Gabrysię, a Przemek usiadł na kanapie - Przemek! zejdź!
- Nie nie, spokojnie, niech siedzi
- No dobrze.
- A więc tak, chyba nie tą ślicznotkę przyjmujemy do przedszkola, prawda? - uśmiechnęła się do malutkiej, a ta schowała się wtulając we mnie
- Nie, chodzi o tego szkraba siedzącego na kanapie
- No dobrze - wyciągnęła jakieś papiery - A więc tak, widzę pełna rodzina, ojciec, matka i dwoje dzieci, przyznam że podania rozpatrujemy pod kątem, pełnej rodziny, pierwszeństwo mają matki albo ojcowie samotnie wychowujący dzieci.
- Tak rozumiem, ale to dla nie bardzo ważne
- A pani czym się zajmuje? że nie może się zająć dziećmi?
- Ja jestem psychologiem sportowym
- Psychologiem sportowym? - zapytała zsuwając okulary na nos
- Tak, Borussii Dortmund
- A pani mąż w takim razie?
- Jest piłkarzem, wcześniej wymienionej Borussii - uśmiechnęłam się
- Rozumiem, to tak - zaczęła zanurzając się z powrotem w papierach - Miesięczna opłata za przedszkole wynosi 900 euro, dochodzą do tego przybory papiernicze dla grupy, książki, pościel, posiłki, dziecko jest na coś uczulone?
- Nie nie, to znaczy że przyjmiecie Przemka?
- Oczywiście
- Bardzo dziękuje, to ile to razem wyniosło? Zapłacę od razu, bo mogę później zapomnieć
- Razem wynosi to 1300 euro
- Rozumie, proszę - sięgnęłam do torby po portmonetkę i wyjęłam z niej pieniądze
- Dobrze, chce pani już dzisiaj zostawić dziecko?
- A mogła bym?
- Pewnie, Przemek od teraz należny do X grupy czterolatków, ja pani teraz pokaże gdzie znajduje się jego sala. A i jeszcze jedno, proszę pani dowód, muszę wpisać dane osoby która będzie mogła odbierać dziecko. Męża i innych uprawnionych osób numery dowodów proszę wpisać tutaj i na jutro przynieść listę - podała mi kartkę A4 - Ja jutro pani dam karty dla osób które będą upoważnione do odbierania, bez nich nie wejdą do środka. Wie pani, ochrona, u pani w pracy na pewno tez tak jest, prawda?
- Oczywiście
- A to jest dla pani karta, proszę jej nie zgubić. A teraz za mną proszę - wstała z fotela, szliśmy korytarzami przedszkola, w końcu trafiliśmy do sali Przemka, była ogromna, pełna zabawek, oddzielna sala do spania, duża łazienka z oddzielnymi kabinami. Polskie przedszkola mogły tylko pomarzyć o takich standardach. Przemek poznał nowe wychowawczynie panią Monice Luft, oraz zastępce Joanna Schoch. Od razu złapał kontakt z chłopakami z grupy i poszedł się bawić zapominając o matce. Zostawiłam rzeczy Przemka w szatni jego grupy i wyszłam w przedszkola. Do godziny 14 miałam jeszcze ponad 50 minut, więc postanowiłam że pojadę na kawę, a przy okazji nakarmię Gabrysię. Podjechałyśmy do kawiarni blisko żłobka, zamówiłam capuccino. Nakarmiłam Gabrysię i ruszyłyśmy do żłobka, obeszło się dosyć szybko, dyrektorka Neumann była bardzo miła, a jak się dowiedziała że dziecko Jakuba Błaszczykowskiego będzie chodzić tutaj do żłobka, zapewniła mnie że Gabriela będzie pod większą kontrolą. Jej pani była polką nazywała się Anastazja Brzozowska, jej zastępcami byli pani Caroline Remus oraz Barbara Szulc, był to żłobek dlatego było potrzeba aż tyle pań. Gabrysię też mogłam już zostawić pierwszego dnia, dlatego to zrobiłam, była tez bardzo zadowolona, w żłobku były tylko trzy grupy, a Gabrysia należała do pierwszej, dostałam również formularz upoważniający do odbierania oraz karty wejściowe. O 15 byłam już wolna, więc pojechałam na Signal Idunę. Weszłam do środka, poszłam do gabinetu przebrać się, a konkretniej zmienić obuwie na płaskie, gdyż pół dnia chodziłam na obcasach, bo musiałam wyglądać bardzo poważnie. Zmieniłam szpilki na baleriny, zrobiłam sobie kawę w kubek, spojrzałam ile mam papierów do wypełnienia, załamałam tylko ręce i usiadłam. 30 minut później wypełniłam tylko połowę, zajęłam się odpisaniem na e-maile które przychodziły na skrzynkę Borussii. Gdy odpisałam na kilka, wyszłam z gabinetu i poszłam na murawę, popatrzyć jak radzą sobie chłopaki na cało dniowym treningu. Akurat garli mini mecz na połowie murawy. Wyszłam do trenera który siedział na ławce rezerwowych i czytał książkę.
- Widzę że pan się nie nudzi - zaśmiałam się i usiadłam obok
- A nie, widzę że zgubiłaś dzieci - podchwycił żart
- Tak, jedno w przedszkolu, drugie w żłobku - powiedziałam prostując nogi
- W tym co moja żona doradziła?
- Tak, tak przyjęli, i jeszcze się cieszyli że tu będzie chodzić córka Błaszczykowskiego
- Do prawdy?
- Yhym
- A Przemysław?
- A Przemysław, do państwowego się dostał
- No to super, będziesz miała teraz więcej wolnego
- Tak, więcej wolnego na odrabianie zaległości w pracy - śmiałam się gdy nagle zaczęłam ziewać
- Uuu, nieprzespana noc?
- Niestety, ale nie tym o czym pan myśli hah
- Nie dopytuje - wyszczerzył zęby - Może kawa?
- Dzisiaj już trzecia, ale bardzo chętnie - powiedziałam i udałam się z Jurgenem do jego gabinetu, gdzie wypiliśmy kawę, śmiejąc się, rozmawiając o różnych sprawach i głupotach. W dobrych humorach wyszliśmy do chłopaków na murawę gdzie oni nadal grali, a raczej udawali że grają.
- Dobra, podejdźcie! - krzyknął Jurgen, wszyscy posłusznie podeszli tworząc kółko, a Kuba podszedł i się przytulił
- Oooooo zakochani są wspaniali! - krzyknął Mitchell
- A jak, patrz teraz - powiedział Kuba i namiętnie mnie pocałował
- Dobra koniec, idźcie się trochę jakby odświeżyć i na stołówkę na obiad! - zarządził trener, a piłkarze posłusznie wykonali rozkaz
- Gdzie dzieciaki? - zapytał Kuba wchodząc ze mną do tunelu
- W przedszkolu i żłobku
- Już? Przyjęli ich? Tak od razu?
- Oczywiście, a 1300 euro Przemek ale to jednorazowo, następnym razem tylko 1100, a Gabrysia 1200 euro miesięcznie - uśmiechnęłam się słodko całując go w policzek
- O boże, to może lepiej żeby oni siedzieli w domu
- Nie przesadzaj, muszą się integrować z rówieśnikami!
- Dobrze dobrze, czy ja coś mówię? A Marcin jak?
- A Marcin, jak się dzisiaj z nim żegnałam to się do niego przytuliłam i nawet odwzajemnił uścisk! - powiedziałam podekscytowana tym faktem
- Widzisz, mówiłem że będzie dobrze! A ty chciałaś wyjeżdżać!
- No wiesz Kubusiu, zbliżają się ferie zimowe i może byśmy gdzieś wyjechali - uśmiechnęłam się słodko, robiąc kółka na jego torsie
- Dobrze, ale pomyślimy o tym kiedy indziej teraz idę się odświeżyć i jeść!
- Ty zawsze tylko jesz! Przytyjesz! - śmiałam się z niego
- Ha Ha zabawne... widzimy się na stołówce!
- Nie jestem głodna
- Ale bez dyskusji! Chcę Cię widzieć na stołówce za 15 minut! - wtrącił się Jurgen
- Dobrze panie trenerze - zasalutowałam jak w wojsku
- I tak ma być! - śmiał się. Poszłam do gabinetu po bluzę bo było dość zimno i poszłam na stołówkę na obiad. Zjadłam wszystko bo pilnował mnie nie tylko Kuba ale i tez trener. O 17 pojechałam po dzieciaki, cały czas w samochodzie wysłuchiwałam od Przemka jakich to kolegów poznał i jak się świetnie bawił, za to Gabrysia od razu usnęła w foteliku.
- Wiesz co Przemek, opowiesz to wszystko tacie w domu jutro bo dzisiaj wróci bardzo późno, a teraz damy spać Gabi?
- Nio dobja
- Ty tez się prześpij - zaproponowałam
- Nje, w domu bede śpał!
- No dobrze - resztę drogi do domu nie odezwał się słowem, podjeżdżając pod dom, odkręciłam się do tyłu, i zobaczyłam że Przemek też zasnął. Wyszłam nie trzaskając drzwiami z samochodu, i udałam się do drzwi aby je otworzyć, o dziwo spotkałam Roberta który siedział na schodku.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem pogadać
- To bardzo dobrze że jesteś!
- Serio?
- Tak! Pomożesz?
- W czym?
- Dzieciaki mi usnęły w samochodzie
- Pewnie, wezmę Przemka
- Dobra ja wezmę Gabi - oboje wzięliśmy dzieciaki i zanieślismy je na górę do swoich pokoi. Zrobiłam herbatę i rozmawialiśmy z Robertem o wszystkim, nawet o Mai. O 23 przyjechał Kuba. Wszedł do domu, a raczej wpadł rzucając torbę na podłogę. Gdy tylko zobaczył Roberta zdębiał.
- Chyba się zasiedziałem - powiedział Robert - To ja się będę zbierać - założył kurtkę i wyszedł
- Co chciał? - pytał Kuba
- Pogadać - odpowiedziałam sprzątając kubki ze stołu
- Ale jestem zmęczony! Padam - powiedział przytulając się do mnie od tyłu
- To idź weź prysznic, bo nie pachniesz za ładnie i idź spać, nie budząc przy tym dzieci, a i szykuj się bo jutro Przemek będzie Ci opowiadał co dziś z przedszkolu robił i kogo poznał!
- Świetnie! Chętnie posłucham! A teraz idę się umyć aby swojej pani się podobać!
- Ty mi się zawsze podobasz, nawet jakbyś był cały w błocie, pobity, połamany albo nie wiem jaki! - podeszłam całując go namiętnie - Ja idę spać, dobranoc
- Zaraz przyjdę!
- Czekam! Jak nie usnę! - Tak jak mówiłam Kuba przyszedł po 30 minutach gdy ja już spałam, położył się obok całując mnie w policzek i usnął.



---------------------------------------------------------------------
No to się rozpisałam :D
Mam nadzieje że dość sensownie :) Chcę dać im trochę spokoju, wiem że niektórym to nie pasuje, ale tak postanowiłam, postanowiłam również zacząć pisać drugi blog, to jest pewne na 100% a nawet na 1000% tylko mam jeden mały problem... nie wiem jaki tytuł mam wymyślić i to jest problem :P Ale jakoś mam nadzieje że sobie poradzę :)
Życzę miłego czytania, i bardzo Was proszę jeżeli to czytacie to zostawcie po sobie komentarz! PROSZĘ!
A linki do waszych blogów i na nowe rozdziały zostawcie w zakładce SPAM! Na pewno zajrzę!

Pamiętaj!
Czytasz - zostaw komentarz!

Ps. Dodaje zdjęcia z przedszkola Przemka, w następnym rozdziale dodam zdjęcia ze żłobka Gabrysi jeśli oczywiście chcecie :)
Sala główna
Sala zabaw
2 część sali zabaw
łazienka
sala leżakowania
szatnia

czwartek, 18 kwietnia 2013

pytanie!

Hej kochani! Mam do was takie małe pytanko!
Czy chcecie abym zaczęła prowadzić nowego bloga?
Myślę że tego powoli będę już kończyła, bo chyba już za dużo jest rozdziałów, a może to tylko moje dziwy.

1.No nic, chcecie żeby ten blog jeszcze cię ciągnął? czy powinnam go zakończyć?

2.Chcecie abym zaczęła prowadzić kolejnego bloga o Kubie?


O Kubie dlatego że lepiej mi się piszę, ostatniego bloga prowadziłam o Mario i nie szedł on za dobrze niestety.

Błagam odpowiedzcie w komentarzu! To jest dla mnie bardzo ważne!
Boje się tylko, że jak zacznę go pisać, nie będziecie go czytać :(

Pozdrawiam Isabell Błaszczykowska :*

Rozdział 60

Następnego dnia mięli przyjść do nas znajomi, ale jak się okazało całe przyjęcie przeniosło się do Marco i Natalii. Rano przygotowałam blachę ciasta czekoladowego i kilka sałatek. Wstałam najwcześniej. Kuba jeszcze spał. Gabrysia również. Gdy wychodziłam z sypialni do Kuby podreptał pół śpiący Przemek i położył się obok niego, i zasnął. Wszyscy spali, nawet Marcin. Dochodziła godzina 13, postanowiłam obudzić całą rodzinę. Najpierw poszłam do Gabrysi, leżała na łóżeczku i bawiła się misiem którego dostała od Wojtka, wzięłam ją na ręce, i poszłam do pokoju gdzie spali chłopaki. Odsłoniłam rolety, podeszłam do łóżka i z ciągnęłam z nich kołdrę.
- Ej no co jest? - powiedział zaspany Jakub
- Cio jeśt! - wtórował mu Przemek
- Jaki ojciec taki i syn - pokręciłam tylko głową - Wstawać już 13! Zaraz się zbieramy
- No zaraz! Jeszcze 5 minut skarbie!
- Nie! Wstawać!
- Śtawaś! - krzyczała Gabrysia
- Widzicie? - śmiałam się. I wyszłam z pokoju zostawiając otwarte drzwi. Poszłam do pokoju Marcina, weszłam, on siedział ubrany na skraju łóżka i patrzył w podłogę. Gabrysia strasznie się wierciła więc ją postawiłam, ona podeszła do niego i się przytuliła, nie zareagował nawet na to.
- Mama, on nie će pytulać će - spojrzała na mnie Gabi
- Marcin za godzinę jedziemy, będziesz gotowy? - nie zauważyłam żadnej reakcji - Chodź Gabi - powiedziałam i wyciągnęłam rączkę w jej stronę. Wyszłyśmy obie z pokoju, przed nami zaspani przeszli Kuba i Przemek idąc do toalety. Zaśmiałam się tylko pod nosem i poszłam do Gabrysi do pokoju przebrać ją w to. .Kubie przygotowałam to a Przemkowi to. Gdy wszyscy byli już przebrani postanowiłam sama się ubrać bo przecież w dresie nie pójdę. Poszłam do swojego pokoju, do garderoby i wyciągnęłam z niej to. Gdy wszyscy byli gotowi, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod dom Reusa.
- Oo jesteście! - do przedpokoju wbiegła Natalia
- Proszę - podałam tortownicę z ciastem - Kuba jeszcze niesie sałatki z samochodu - uśmiechnęłam się i przytuliłam do przyjaciółki
- Nie trzeba było, siadajcie,
- Trzeba, trzeba te zwierzęta tyle jedzą że szok - śmiałam się
- Ej ej o nas mówicie? - z pokoju przyszli Gotzeus
- Nie no skąd że znowu, witajcie - podeszłam do nich i przytuliłam każdego
- Gdzie Kuba? - dopytywał Reus
- Niesie coś z samochodu
- A Przemek?
- Pewnie z nim
- Jeśtem!
- O o wilku mowa - śmiałam się z Natalią i poszłyśmy razem do kuchni. Cała kolacja przebiegła bardzo miło i szybko, wszyscy rozmawiali śmiali się, wszyscy oprócz Marcina. Po 20 wszyscy wróciliśmy do domu.


Tydzień później
Nadszedł dzień aby Marcin wrócił do ośrodka. Tak jak Kuba obiecał pojechał tam, ale wrócił z kwitkiem, niestety dyrekcja się nie zgodziła. Nie wiedziałam co zrobić. Postanowiłam porozmawiać z Jakubem.
- Kubuś, możemy porozmawiać?
- Pewnie, słońce, co się stało?
- Wyjeżdżam
- Słucham?!


-------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was bardzo że raki krótki ale jestem chora i nie mam pomysłu, wzamian za to postaram się dodac jutro jakiś rozdział :)
Mam nadzieje że chodź trochę wam się podoba :)
czekam na wasze komentarze! :)

 

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 59

Następnego dnia pojechałam z Marcinem i Jakubem z samego rana, do ośrodka. Załatwić mu pokój i przyjęcie w pierwszym rzędzie. Dzieciaki zawiozłam do Natalii. Bardzo się ucieszyły gdyż się za nią stęskniły. O 11 czekaliśmy na dyrektora ośrodka, staliśmy na korytarzu, widzieliśmy tych wszystkich chłopaków, dziewczyny które chodzili obok nas. Wszyscy byli ponurzy, bladzi, dosłownie duch wyjęty z człowieka, byli po prostu bez życia.
- Kuba, może... - zaczęłam ale Kuba spojrzał się na mnie pokiwał przecząco głowa i przytulił.
Czekaliśmy dość długo zanim zjawił się pan Barun. Kuba wszedł do gabinetu sam z Marcinem, ja wolałam zostać i poczekać na nich przed drzwiami. Gdy czekałam na nich, obok mnie przeszła dziewczynka, miała może max 14 lat, cała blada, oczy podkrążone, ręce całe sine, usta, ubrana w spodnie dresowe, trampki i niebieską bluzeczkę, włosy dość długie i związane w kucyk niedbale. Gdy tylko ją zobaczyłam łzy napłynęły mi same do oczu. "Jak można doprowadzić dziecko do takiego stanu? Nie wieże że to ona sama z własnej woli zaczęła brać, to wina rodziców, dziecko trzeba pilnować" Czekałam prawie 40 minut przed gabinetem zanim wyszli z nich chłopaki.
- Marcin ma się zgłosić po klucze jutro o 9 rano - powiedział Kuba zacierając oczy. Ja tylko spojrzałam na Kubę i się w niego wtuliłam.
- Będę Cię odwiedzała kiedy tylko będę mogła! - przytuliłam się do Marcina.
- Marcin, idziemy. - z gabinetu wyszedł pan Braun, z lista w ręku, spojrzałam pytająco na Kubę, który tylko lekko ruszył w głową w geście "spokojnie". Widziałam tylko jak Marcin oddala się z dyrektorem, i znika za filarami.
- Mamy odebrać go o 19. Przyjadę po niego po treningu. Obiecuje że go z tego wyciągniemy! - przytulił mnie najmocniej jak tylko umiał, a ja się popłakałam. - Zawiozę Cię do Natalii, i stamtąd pojadę z Reusem na trening. - wziął mnie za rękę i wyszliśmy, a raczej wypuścili nas stamtąd ochroniarze, czułam się jakbym była w więzieniu, na widzeniu.

Całą drogę do Natalii myślałam o Marcinie, co teraz robi, jak się czuje, i czy da radę. Patrzyłam bezwładnie w okno, na ruszające się przedmioty za oknem.

Kuba
Widziałem po Izie że jest jej ciężko, wiedziałem że jeżeli by mogła sama by go wyleczyła z tego. Ja nie mogłem nic zrobić, tylko wspierać ją na duchu. Zawiozłem Izę do Natalii gdzie były dzieciaki.

Miesiąc później
Przez ostatni miesiąc dużo się działo, dostałam telefon z policji, że moją mamę potrącił samochód. Niestety nie dało się uratować funkcje życiowe zanikły w drodze do szpitala. Nie przyznawałam się do tego ale sama w tym momencie potrzebowałam psychologa. Dzisiaj jest pogrzeb. Postanowiłam nie ciągnąć dzieci ze sobą, nie chce żeby widziały takie rzeczy w takim młodym wieku. Rozmawiałam z dyrektorem ośrodka w którym znajduje się Marcin, niestety nie wyraził zgody na wypuszczenie Marcina na pogrzeb. Kuba nie chciał mnie puścić samej, dlatego wziął kilka dni wolnego i poleciał ze mną. Na cmentarzu nie było dużo ludzi sama rodzina, i kilka koleżanek mamy z pracy (pani Bożena była pielęgniarką) tego dnia byłam strasznie przybita, Marcin w ośrodku, mama oraz ojciec nie żyją. Praktycznie już nic nie trzymało mnie w Warszawie. Każdy podchodził do mnie i składał mi kondolencje, było to dziwne jak kilka piłkarzy których znałam z Legii i Polonii przyszło na pogrzeb. Byli tam między innymi, Wszołek, Furman, Kosecki, Rzeźniczak, Kuciak, Saganowski, Pazio i kilku innych. Nie urządzałam żadnej stypy, nie miałam po prostu do tego głowy. Następnego dnia z samego rana wylecieliśmy do Dortmundu.

Trzy miesiące później: Boże Narodzenie
Tego dnia, po raz pierwszy wypuścili Marcina poza mury ośrodka. Właśnie wsiadałam do samochodu żeby po niego pojechać. Gdy dojeżdżałam do ośrodka miałam mieszane myśli, czy to w ogóle pomogło Marcinowi, ochroniarze wpuścili mnie do środka, na korytarzu spotkałam pana Brauna.
- Witam, jak Marcin? - zapytałam podając mu rękę
- Marcin?
- Trojanowski
- Aa, dobrze, nie sprawia problemów, chodzi na każda terapie, zebranie.
- Czyli on nie musi już tutaj być? - zapytałam z nadzieją że jednak już nie potrzebuje tych terapii i mogę go spokojnie zabrać do domu.
- Niestety nie, jest jeszcze dużo za wcześnie, to jest dopiero początek! - po tych słowach załamałam się. Był już tu prawie pół roku, a to dopiero początek? Nie mogłam w to uwierzyć. W oddali zobaczyłam Marcina wychodzącego z torbą zza kolumny, był dokładnie taki sam jak ta dziewczynka, oczy podkrążone, usta sine, twarz, ręce i wszystko inne blade, nie było w nim życia. Na początku nie wiedziałam co mam zrobić, czy powiedzieć coś? Czy nic lepiej nie mówić. Po prostu podeszłam i go przytuliłam. Najmocniej jak mogłam. Pojechaliśmy do domu. Wigilię spędzaliśmy rodzinnie, Ja, Marcin, dzieciaki i Kuba, zaś drugi dzień świąt mięli przyjść do nas znajomi, Natalia z Marco, Mario z nowa dziewczyną Cath, Piszczek oraz Lewandowski. Gdy zjedliśmy wigilijna kolacje czas był na rozpakowywanie prezentów. Najbardziej cieszyły się dzieciaki z fury prezentów pod choinką. Kuba dostał zegarek ode mnie, bo ciągle i wszędzie się spóźniał, ja dostałam naszyjnik, bransoletkę i kolczyki z apartu. Marcin dostał nowego laptopa, telefon i mp3. Przemek podał mu pudełka ale on nawet nie chciał ich rozpakować.
- Marcinku, proszę rozpakuj to, na pewno Ci się spodobają prezenty - nalegałam ale to nic nie dało, siedział dalej patrząc się w czysty talerz bo nic nie zjadł. Wszyscy byli zmęczeni po tej dawce prezentów i emocji. Marcin poszedł do swojego pokoju, prezenty Kuba zaniósł mu i postawił na biurku, ja w tym czasie wykąpałam dzieciaki, siebie i położyłam ich spać. Gdy szłam do naszej sypialni, przechodziłam przez pokój Marcina,, gdzie były uchylone drzwi. Siedział na łóżku patrząc w podłogę, nie ruszał się, jedyną oznaką że żyje było to że mruga i oddycha. Nie wiedziałam co mam zrobić. Szybkim krokiem poszłam do sypialni gdzie w łóżku leżał Kuba i czytał książkę.
- Musimy go stamtąd zabrać! - powiedziałam zamykając drzwi i stając obok łóżka
- Iza, skarbie, przecież wiesz że nie możemy
- Nie widzisz jaki on się stał?! Co oni mu tam robią! Gdy tylko pojechaliśmy go tam zawieźć, jak czekałam na was przed gabinetem obok mnie przechodziła dziewczynka. Miała może 13 lat. Zero radości, zero jakich kol wiek reakcji, jakby wyjęli z niej duszę. Bałam się że to samo zrobią z Marcinem, i miałam racje. Nie ma z nim żadnego kontaktu!
- Może to jest część leczenia?
- Na pewno nie, oni tam niszczą psychikę dzieci! Ja go tam więcej nie puszczę!
- Po nowym roku pójdę do dyrektora  z nim pogadam o zabraniu stamtąd Marcina, praktycznie to koniec chyba już terapii
- To dopiero początek, tak mi powiedział
- Dobrze skarbie, pogadam z nim obiecuje - pocałował mnie w czoło - A teraz chodźmy spać jest późno. Dobranoc
- Dobranoc
Prawie całą noc nie spałam, myślałam nad tym co oni tam robią ludziom, jak ich niszczą zamiast pomagać, jak ich traktują. W głównej mierze myślałam nad tym co mam zrobić żeby Marcin znów był normalnym nastolatkiem, tego nie wiedziałam, ale obiecałam sobie że się dowiem i to uczynię!



---------------------------------------------------------------------------------------------------
Uff, napisałam :) Przepraszam was że dopiero teraz :/ miałam trochę spraw do załatwienia.
i oczywiście przepraszam was za to że ten rozdział jest taki smutny, albo może przynajmniej mi się taki wydaje, nie za bardzo mi się podoba :( Wydaje mi się taki denny, bez pomysłu, ale cóż zdarzają się i takie :)
Jeśli już jesteś i przeczytałeś chociaż sam początek, to pozostaw po sobie komentarz, bardzo mi na tym zależy, to daje siły do dalszego pisania. :) 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 58

Ten rozdział chciałabym zadedykować mojej przyjaciółce bez której on by nie powstał! Jest on dla Dżasty Lewandowskiej :* 



3 dni później
 Postanowiliśmy zostać jeszcze kilka dni w Warszawie, do Dortmundu mamy wracać pojutrze. Bardzo się cieszę, że wreszcie wrócę do domu. Dominik dał nam wszystkim bilety na mecz Legia-Pogoń. Przemek bardzo się ucieszył, a załatwił mu jeszcze wejście z nim na murawę, na samym początku meczu. Od rana Przemek nie mógł usiedzieć na miejscu. Ciągle się pytał kiedy wyjeżdżamy i kiedy wyjeżdżamy na mecz. Dochodziła godzina 15 a mecz był zaplanowany na 17. Dla świętego spokoju postanowiliśmy już pojechać. Wiedziałam że chłopaki teraz się rozgrzewają. Robert na początku nie był z tego zadowolony że jedzie na mecz ale po rozmowie z Przemkiem, jakoś go udobruchał. Wszyscy ubraliśmy się z stroje Legii, i pojechaliśmy na stadion przy Łazienkowskiej. Kuba, Robert i Gabrysia, poszli usiąść na miejsca v.i.p. a ja z Przemkiem poszłam do środka, zaprowadzić go na zbiórkę. Znałam ten stadion jak własną kieszeń, dużo razu, grałam tutaj z Dominikiem, jak byliśmy dziećmi, oczywiście nie w środku, ale na bocznych boiskach. A sam stadion znałam świetnie, bo chodziłam na prawie każdy mecz, gdy byłam nastolatką, a to dlatego że ojciec Dominika był jednym z trenerów. Razem z Przemkiem udałam się na zbiórkę gdzie miały zebrać się wszystkie dzieci wychodzące na mecz. Byliśmy pierwsi, gdyż było jeszcze wcześnie. Akurat Dominik wychodził z szatni.
- Przemek! Jesteś! Myślałem że się rozmyśliłeś
- Ja? Nigdi! - protestował
- Cześć Iza,
- Cześć - rzuciłam
- To jak? Chcesz wyjść teraz ze mną i pograć?
- Tiaaaaaak! - skakał jak szalony
- No to chodź, a ty Iza możesz wracać do Kuby - po tych słowach, zostawiłam chłopaków i zrobiłam tak jak mi kazał. Wyszłam z nimi i weszłam od strony murawy, gdyż nie chciało mi się chodzić naokoło. Zajęłam miejsce koło Kuby, który trzymał na kolanach Gabrysię.
- Kubuś, możesz ją postawić
- Przecież ona chodzić nie umie
- Umie umie, pokażemy tatusiowi? - zwróciła się do Gabi, a ona pokiwała tylko twierdząco główką. Iza wstała z miejsca i odsunęła się kilka kroków, biorąc Gabi ze sobą. Postawiła ja na ziemie, i puściła, a ona powędrowała do Kuby. Widać było że Błaszczykowski miał pełno łez w oczach gdy tulił do siebie malutką.
- Już nigdy was nie zostawię! - powiedział po cichu obejmując ramieniem Izę, i nadal tuląc do siebie Gabrysię. Zaczął się mecz, Furman wyszedł na murawę trzymając za rękę Przemka, który tryskał radością, Pierwsza połowa była dosyć dramatyczna. Pogoń bardzo mocno faulowała za co otrzymała 5 żółtych kartek i jedną czerwoną za faul na Koseckim. I do przerwy było 0:0. Druga połowa zaczęła się z korzyścią dla Legi, po wyprowadzonej kontrze przez Dominika, i zdobytym golu przez Liuboję, Legia uwierzyła w siebie, i grała bardziej zdecydowanie. Końcowym wynikiem było zwycięstwo Legi 3:0, po golach Liuboji, Saganowskiego oraz Furmana  doliczonym czasie gry. Po meczu, wszyscy piłkarze udali się na imprezę do klubu, oczywiście chłopaki namawiali mnie i Kubę żebyśmy poszli z nimi, ale wykręciliśmy się że Gabrysia jest śpiąca i musimy wracać do domu. Ostatecznie Robert tylko z nimi poszedł. Ja z Kuba i dzieciakami, wróciliśmy do mamy. Spakowaliśmy swoje walizki, ponieważ jutro mieliśmy wracać do Dortmundu. Przygotowałam kolacje dla wszystkich, całą rodziną usiedliśmy przy stole, brakowało tylko przy nim Marcina. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. W pewnym momencie do domu wparował Marcin z kolegami zalany w trupa, koledzy go podtrzymywali. Szybko podbiegłam do niego.
- Dziękuje wam chłopaki
- Spoko! To nasz kumpel! Nie zostawiliśmy byśmy go w takim stanie samego!
- Dobra dzięki, możecie już iść, poradzimy sobie z nim - włączył się Kuba
- Spoko! Nara!
Kuba i Iza, zanieśli pijanego Marcina do jego pokoju i położyli na łóżko.
- Kuba, idź do mamy, ja zostanę tu na chwilę
- Na pewno?
- Tak, idź do mamy! - tak jak go poprosiłam tak zrobił. Ja zdjęłam kurtkę i bluzę Marcinowi oraz buty, i przykryłam kocem, usiadłam obok niego na łóżku. Sięgnęłam żeby zgasić lampkę i zobaczyłam przez uchyloną szafkę nocną, małą torebkę z narkotykami a obok jej kilka strzykawek. Opróżniłam całą szufladę z tego jeszcze przeszukałam resztę szafek, czy tego nie ma więcej, i wyszłam.
- Kuba, mogę Cie prosić do pokoju? - powiedziałam przechodząc obok kuchni
- Pewnie, słońce. Co się stało? - powiedział wchodząc do pokoju. Ja tylko na niego popatrzyłam i pokazałam co znalazłam w pokoju Marcina.
- To znalazłam w pokoju Marcina
- Przeszukiwałaś jego szafki?
- Nie, chciałam zgasić lampkę, patrze a tam w otwartej szufladzie to! - pokazała znów woreczek i strzykawki. - Kuba musimy mu pomóc!
- Dobrze, okey. Nie płacz już, pomożemy mu! obiecuje! - przytulił płaczącą Izę. Oboje pożegnali się z mamą i udali się do sypialni spać. Iza nie mogła zasnąć całą noc, myśląc o Marcinie. O godzinie 7 rano, wstała z łóżka i chodziła nerwowo po pokoju, tak że obudziła Jakuba.
- Kochanie, czemu nie śpisz? - powiedział przecierając zaspane oczy
- Kuba, trzeba coś wymyślić! - powiedziała siadając na krawędzi łóżka
- Iza, powiedziałem że coś wymyślę - odpowiedział przytulając ją od tyłu
- Wiem! - powiedziała wstając z łóżka - Przecież Mario, ma brata który chodzi do ośrodka na odwyk!
- No coś tam wspominał
- Dzwoń do niego! Co tak siedzisz! Ja idę pakować Marcina!
- Ale gdzie mam dzwonić?
- Kubaaa! - stękała Iza - Do Mario, żeby zadzwonił do tego ośrodka czy mają tam wolne miejsce!
- Aaa, okej, już dzwonie - powiedział sięgając po telefon. Po 10 minutach rozmowy skończył. - Mają tak wolne miejsce
- Świetnie! To ja idę pakować go!
- Ale trzeba go zapytać czy chce z nami wyjechać! Iza! - krzyczał ale Iza już go nie słyszała. Kuba wstał, poszedł pod prysznic, ubrał się i poszedł przygotować śniadanie. W tym czasie Iza pakowała wszystkie rzeczy Marcina do torby. Gdy skończyła udała się do kuchni gdzie siedzieli już wszyscy oprócz śpiącego Marcina. Przemek nie chciał jeść kanapek, dlatego mama przerobiła mu zwykłe kanapki na samochodziki, które zjadł bardzo chętnie, Kuba karmił kaszką Gabrysię która pluła nią naokoło, wszystko było w niej, nawet biała koszulka Kuby, a przy okazji się z tego śmiała.
- Co się śmiejesz bąblu! Zobacz! Tatusiowi koszulkę ubrudziłaś! - powiedział pokazując brudny t-shirt śmiejącej się Gabi
- Aggrywwrychwryry - tłumaczyła się uśmiechając najsłodziej jak to tylko ona potrafi, a Kubie zmiękło serce
- Kuba, czysta koszulkę masz w torbie po prawej stronie od suwaka, i daj ja ja nakarmię - powiedziałam zabierając od niego miseczkę. W tym momencie do kuchni wpadł zły Marcin.
- Gdzie moje wszystkie rzeczy! Wyrzucasz mnie! - krzyczał i chciał rzucić się na mamę ale Kuba skutecznie mu to uniemożliwił, sadzając go na krzesło.
- Marcin! Uspokój się! To nie mama tylko ja!
- Ty?! Myślałam że jesteś po mojej stronie!
- Bo jestem! i nie krzycz bo się dzieci boją! Jedziesz z nami do Niemiec!
- Nigdzie nie jadę!
- Jedziesz! Ja nie pozwolę żeby mój brat zmarnował się przez narkotyki! Nie mam zamiaru przyjeżdżać do Warszawy oglądać twój grób! Rozumiesz!? - Nic nie powiedział tylko wstał z krzesła i zły udał się do pokoju, po chwili wrócił, krzycząc.
- Gdzie jest mój towar! Kur*a! Gdzie on jest! - z tej złości zbił wazon, a Gabrysia się popłakała.
- Zamknij się! Widzisz że dzieci się ciebie boją! Uspokój się!
- Gdzie one są!
- Nie ma ich! Już nigdy ich nie będzie! - całej sytuacji nie wytrzymała mama. - Ja mam tego serdecznie dość! Całą noc modle się żeby tylko nie zadzwoniła do mnie policja!, żeby nie zapukali do moich drzwi! Żebym nie musiała syna oglądać za kratami! Albo w szpitalu! Na odwyku! - popłakała się mówiąc te słowa, i wybiegła do sypialni, Marcin siedział otumaniony na krześle, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co tak na prawdę robi ze swoim życiem. Iza pobiegła za mamą która zamknęła się u siebie w sypialni i płakała. Iza weszła po cichu i usiadła obok.
- Mamo, proszę nie płacz. Ja się nim zajmę obiecuję! - powiedziała tuląc mamę
- Dlaczego on mi to robi?
- Taka jest młodzież, nie zmienisz jej. Ale przysięgam Ci, że jak przyjedziemy do ciebie następnym razem nie poznasz swojego syna. Obiecuje! - przytuliła się znów do mamy ale tym razem mocniej, a Bożena, odwzajemniła gest.

- Czy łzy twojej matki, dają Ci coś do zrozumienia? - usiadł naprzeciwko Marcina Kuba
- Nie chce być taki! Nie chce! Ale nie potrafię z tym zerwać! - schował głowę w dłonie
- My Ci pomożemy! Nie widzisz że Iza stara Ci się ciągle pomagać, ale ty nie przyjmujesz jej pomocy, daj sobie pomóc! Wyjedź z nami, załatwiliśmy Ci miejsce w najlepszym ośrodku. Chodzi tam brat mojego przyjaciela, i na prawdę mu pomogli.
- Mi już nic nie pomoże!
- Jesteś tego taki pewien?
- Tak
- To to tym bardziej Ci nie zaszkodzi, warto spróbować, a może się uda? Ta decyzja należny do ciebie, masz czas do 14, bo o 15 mamy samolot. - tymi słowami, dał do myślenia Marcinowi, wziął Gabrysię i Kubę i wyszli z kuchni zostawiając samego Marcina. Iza wychodziła akurat z pokoju mamy.
- Jak mama? - spytał Kuba
- Usnęła na szczęście. A Marcin?
- Pogadałem z nim, mam nadzieje że to przemyśli. Zarezerwowałem bilety na samolot
- Samolot? Przecież mamy samochód
- Ale się nie pomieścimy, Ty ja, dzieciaki możliwe że Marcin, Robert.
- Okej, a właśnie, gdzie Robert?
- Pewnie u Dominika, po imprezie śpią. Samochód zaraz zadzwonię do formy to nam przywiozą do Niemiec.
- To może ja pojadę po Roberta
- Dobrze, ja dopakuje jeszcze dzieciaki - powiedział całując żonę w czoło. Iza wzięła kluczyki i pojechała do domu Furmana. Nie myliła się, od samego progu, walały się butelki, "pewnie impreza przeniosła się tutaj" pomyślała Iza. Na kanapie zobaczyła śpiącego Koseckiego, obok niego leżał Saganowski, pod kanapą Rzeźniczak, w kuchni Kuciak i wielu innych. Po cichu weszłam do sypialni, na łóżku leżał Robert tulący się z Dominikiem. Tak słodko ty wyglądało że zanim ich obudziłam zrobiłam zdjęcie. Podeszłam do łóżka i zdjęłam z nich kołdrę, pierwszy obudził się Dominik którego przygniatał Robert.
- Lewy! zejdź! - krzyczał Furman, a ja stała i się z całej sytuacji śmiałam - No i co się śmiejesz?! Pomóż! - podeszłam do Roberta i zaczęłam go łaskotać, lecz nic to nie dało, po chwili zaczęłam szeptać mu do ucha, i jeździć palcami po plecach. To poskutkowało obudziła się. Grzecznie zszedł z kolegi, ubrał i udał do łazienki. Po 30 minutach byliśmy już w drodze do domu. Weszliśmy do bloku, a później do domu, w progu stały walizki. Na kanapie siedział Przemek i Gabrysia oglądający bajki, Robert od razu przysiadł się do nich, a ja poszłam szukać Kuby. Znalazłam go w sypialni, leżącego na łóżku i drzemiącego. Postanowiłam obudzić go w taki sam sposób jak Roberta. Położyłam się obok niego delikatnie, i szeptałam mu do ucha, położyłam palce na klatce piersiowej i jeździłam po całym brzuchu, jak nic to nie dawało, zjechałam niżej. W pewnym momencie przekręcił się specjalnie na mnie, i w tej chwili to on leżał na mnie.
- Specjalnie to zrobiłeś! - śmiałam się
- No przecież - powiedział uśmiechając się i całując mnie namiętnie
- Iza? - do pokoju wszedł Marcin - Sory, nie w porę, przyjdę później
- Nie nie nie wchodź - powiedziałam spychając Kubę ze mnie - Co się stało?
- Postanowiłem... pojechać z wami, chcę się leczyć, chcę z tym skończyć! Raz na zawsze!
- Marcin! Nawet nie wiesz jak się cieszę! - powiedziałam przytulając do siebie brata - Powiedziałeś już to mamie?
- Tak, ucieszyła się
- To dobrze, to tam dopakuj resztę rzeczy i się zbieramy!
30 minut później byliśmy już w drodze na lotnisko. Odprawa minęła dość szybko i po 20 minutach byliśmy już w samolocie. Przemek, Gabrysia i Robert usnęli na miejscach. A Marcin siedział i patrzył ciągle w okno.
- Będzie dobrze - szturchnęłam go w ramie, on się tylko uśmiechnął do mnie i dalej wbił wzrok w okno. W niecałe 2 godziny wylądowaliśmy w Dortmundzie. Zamówiliśmy taksówki i pojechaliśmy do naszego domu. Gdy tylko weszłam do środka czułam się już świetnie. Niczego mi nie brakowało. Zaprowadziłam Marcina do jego tymczasowego pokoju, a Kuba zaniósł dzieciaki spać.



----------------------------------------------------------------------------
Uhh, trochę się rozpisałam :D Trochę bez sensu, ale co tam :P Mam nadzieje że się podoba :D
Liczę na wasze komentarze! Ona na prawdę dają werwy do pracy :D
Dziękuje wszystkim którzy czytają te moje wypociny! Jestem wam niezmiernie wdzięczna! :*

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 57

(...)Do pewnego momentu... gdy szłam po piasku, na podeście zobaczyłam Kubę, zaczął do mnie biec, więc i ja to uczyniłam. Wpadłam na niego i się przytuliłam wyglądało to tak. Nie chciałam go puścić, bardzo za nim tęskniłam.



Kuba
Bardzo się zmartwiłem kiedy nigdzie w hotelu ich nie było, to Robert podsunął mi pomysł że może są na plaży. Szybko pobiegliśmy tak. Nie mylił się. Była. Szła zamyślona. Dzieciaki bawiły się z Dominikiem. Ale to było akurat najmniej istotne. Ważna była dla mnie tylko Iza. Gdy ja zobaczyłem, a nasze oczy spotkały się, szybko zacząłem biec jak i ona, wpadliśmy na siebie, nie chciałem jej puścić.
- Wracajmy do domu - szepnąłem jej do ucha. Ona tylko spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. Udaliśmy się do hotelu. Gabrysia i Przemek zostali z Robertem i Dominikiem, bo nie chcieli chłopaki żeby nam przeszkadzali. Weszliśmy do pokoju. Od razu zaczęliśmy się całować, nasze ubrania leżały wszędzie. Po chwili przeszliśmy do rzeczy...


Robert i Dominik
Siedzieliśmy z dzieciakami na plaży, Gabrysia bawiła się na moich kolanach ciągle się do mnie przytulając a Przemek i Dominik lepili zamek z piasku.
- Widzę że nadal z tego nie wyrosłeś - śmiał się Lewy
- Z takich rzeczy się nie wyrasta - podtrzymywał
- A ja jednak wyrosłem...
- No właśnie, dlaczego z nami nie wyjeżdżałeś później?
- Wyprowadziliśmy się, ojciec dostał lepszą pracę. - Tak jak myślałem zaczął ten temat. Jak mieliśmy po 9 lat, nasze matki były organizatorkami wyjazdów wakacyjnych, zimowych. Właśnie na pierwszym wyjeździe na narty poznałem Dominika, byliśmy nierozłączni gdy dowiedzieliśmy się że mieszkamy w jednym mieście tylko w różnych dzielnicach. Od tamtej pory co wakacje i ferie jeździliśmy razem, a to na narty, a to nad morze czy jeziora. Dogadywaliśmy się świetnie, aż pewnego dnia musiałem wyjechać z rodzicami i kontakt się urwał. Widywałem go raz w roku, w sierpniu jak graliśmy towarzysko z Legią. A teraz? Siedzimy na plaży z dziećmi, gdyby nigdy nic, jakby ten kontakt nadal trwał.
- Jak myślisz... co oni tam robią? - zaczął Dominik, z chytrym uśmieszkiem
- No wiesz... z warcaby na pewno nie grają - śmiał się Robert
- Ja će piś! - podszedł do Roberta Przemek
- Pić?
- Proszę - wyjął z Izy torby Dominik butelkę kubusia.
- Iza nosi wszystko w tej torbie
- A no wszystko wszystko - pod śmiał się Dominik- Ej, Gabi usnęła. - No rzeczywiście, tak się zagadali że nawet nie poczuł kiedy Gabrysia weszłam nu na kolana i się położyła. - Em, ja mam oddzielny pokój, można ja położyć. Śpię tam z Przemkiem
- Dobra, ale jak mam....
- Widać że nie masz dzieci - podszedł do Roberta wziął Gabrysię na ręce - Weź torbę, i nie zapomnij o Przemku - rzucił zza pleców
- Aham.. - Robert posłuchał się kolegi, wziął wszystkie rzeczy i oczywiście Przemka i udał się za Dominikiem.Oboje weszli do hallu. Wszyscy goście, i pracownicy, patrzyli się na nich. Nie jest to dziwne, dwóch piłkarzy, i to na dodatek z dziećmi, sami na wakacjach. Był to dosyć dziwny widok. Szybko udali się na górę do pokoju, Dominik położył Gabrysię na łóżku, obok niej zaraz wskoczył Przemek i usnął. Wyglądali tak słodko. Oboje wyszli na taras. Dominik miał wspólny balkon z Izą, drzwi wychodziły prosto na sypialnię. Oboje po szpiegowsku spojrzeli co robi Iza z Kubą. Zobaczyli tylko jak Iza, rozebrana wychodzi z łóżka i kieruje się w stronę toalety, a Kuba leży na łóżku przykryty kawałkiem kołdry.
- Chyba się spóźniliśmy - szeptał Dominik
- Chyba tak - powiedział smutno Robert - A z tej Izy to jednak jest niezła laska...
- Lewy! - przyhamował go Furman, i usiadł na leżak
- No co? Urodziła dwójkę dzieci, a figurę ma nadal jak modelka jakaś... pozazdrościć tylko! - odpowiedział siadając obok kolegi.
- Co racja to racja - przyznał Furman - Ej! chwila!
- Co?
- Przecież ty nie żyjesz! - spojrzał na niego ze zdziwieniem Dominik
- Em.. no... ten... - wiedział że kiedyś się skapuje i o to spyta - To może od początku... Iza miała chłopaka który był winny mafii kuuuupe kasy. Porwał ją z kolegami dla okupu. W czasie ślubu. Później jak odzyskali Izę, ja zeznawałem na niekorzyść ich, bo reszta była jeszcze na wolności. Policja całe to samobójstwo ukartowała. A teraz kiedy zamknęli wszystkich, mogę wrócić do żywych. Rozumiesz?
- Aaaaa.... a co z piłką nożną? Kibicie? Fani? Wiedzą że nie żyjesz. I jak to zrobisz?
- To jest dobre pytanie...


Iza
Bardzo się cieszyłam, że Jakub mi wybaczył, w głębi serca marzyłam o tym. Chciałam z dziećmi wrócić do Dortmundu, do mojej starej pracy, pomóc chłopakom. Widziałam że źle się z nimi dzieje odkąd Patrycja jest ich psychologiem. Miałam juz dość mieszkania po znajomych.
- Kochanieee.... - przeciągał Kuba
- Tak? - zapytałam kładąc się obok niego
- Co cię łączy z Furmanem?
- Znów zaczynasz?
- Nie ja się tylko pytam - odpowiedział bawiąc się jej włosami
- Dominik, to jest mój dobry kolega, który pomógł mi tutaj w Polsce
- Wróć ze mną do domu, proszę - powiedział patrząc Izie z oczy. - Stęskniłem się za dziećmi, i oczywiście za tobą - pocałował Izę namiętnie
- Dobrze - przytaknęła.


Tydzień później 
Stwierdziliśmy że trochę wakacji przyda się każdemu, więc wynajęliśmy jeszcze jeden pokój, i zostaliśmy tydzień. Dzisiaj mięliśmy właśnie wracać do Warszawy. Rano spakowaliśmy wszystkie rzeczy, zjedliśmy śniadanie, i ostatni raz poszliśmy pożegnać się z morzem.
- Mamo! Ja nie će wyjeśćać! - protestował Przemek
- Przemo, obiecuję że jeszcze nad morze przyjedziemy! - ukucnął przy nim Kuba
- Obiećujeś?
- Tak! Przyjedziemy tu we czwórkę, Ja, ty, Gabrysia, i mama
- A wujek Lewi, i Fujman?
- Jak tylko będą chcieli, to pewnie.
- No dobja
 Wróciliśmy wszyscy z plaży, chłopaki znosili bagaże do samochodów, A ja z dziećmi stałam przed hotelem, i rozmawiałam z kierowcą hotelowym. Kiedy wszystkie bagaże juz zapakowali do samochodu. Czas był wyjeżdżać.
- Kuba? - zaczęłam
- Tak kochanie?
- Kupiłeś nowy samochód?!
- Em.. no tak, a nie podoba Ci się?
- Jest śliczny, ale..
- Ważne że Ci się podoba, żadne ale!
- Mamo! Ja će jechać źi wujkami! - podbiegł Przemek
- Jak tylko wujkowie się zgodzą to nie ma sprawy
- Chodź maluchu! - krzyczał Dominik, który razem z Lewym wsiadał do samochodu. Kuba, szybko przepiął fotelik do samochodu Furmana, i wszyscy wyjechali do Warszawy.




----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Mam nadzieje że podoba się. Ale rozumiecie, święta, zamieszanie itp...

Tak jak obiecałam dodaje dom Furmana.
Kuchnia
Salon
Sypialnia Furmana
Sypialnia Izy i dzieci
Wspólna łazienka
A także pokoi w hotelu, w którym się zatrzymali :D
Pokój Izy, Kuby i Gabrysi
Dominika i Przemka
Roberta
Hall
Plaża
Hotel