sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 80- Ostatni

~Bo życie jest strasznie niesprawiedliwe~

Wreszcie wszystko było jak dawniej, wszystko układało się fenomenalnie. Dzieciaki przyzwyczaiły się to obecności Kuby. Było tak jak przed wypadkiem. 
Dzień jak co dzień, dzieciaki w szkole, a ja jechałam do pracy. Mijałam te same sklepy, ale wyglądały jakoś inaczej, bardziej świątecznie. 
- No tak, 10 grudnia - pomyślałam.  To nie były prawdziwe święta, nie było śniegu, był tylko mróz, jedynie data przypominała nam o zbliżającej się gwiazdce. 
Gdy dojechałam do pracy, pod stadionem stał Mario. Wysiadłam z auta, i tak jakbym go nie widziała poszłam do wejścia.
- Nie udawaj, że nie poznajesz - zaczął 
- Nie udaje, wolałabym nie poznawać
- Myślałaś że się mnie pozbędziesz?
- W sumie to miałam taką nadzieje 
- No widzisz 
- Nadzieja matka głupich jak widać 
- Nie chciałabyś aby było jak dawniej? - podszedł i założył mi włosy za ucho 
- Jest tak jak dawniej, mam Kubą, dzieciaki. Więcej nic nie chcę
- Wiesz że nie o tym mówię 
- A ja nie chcę wiedzieć o czym ty mówić, myślisz ani tym bardziej co ty robisz.
- Iza, ja wiem że ty nadal mnie kochasz
- Ciekawe skąd 
- Widzę jak ty na mnie patrzysz
- Jak? Z nienawiścią, pogardą, obrzydzeniem? Masz rację - uśmiechnęłam sie ironicznie 
- Nie, jakbyś nadal..
- Miała Cię w dupie? 
- Daj skończyć! - zaczął sie wkurzać 
- Nie! Mario ja skończyłam! Cześć 
- Nie odejdziesz - złapał mnie za ręce i zatkał usta. Wsadził do samochodu, tak abym nie mogła wyjść. Sam wsiadł i odjechaliśmy 


Mijała 17 a Izy nadal nie było w domu, poprosiłem Marco żeby pojechał po dzieciaki do szkoły. Szybko je przywiózł i siedzieliśmy oglądając powtórkę jakiegoś meczu.
- Długo Iza nie wraca - zacząłem 
- Nie martw sie, może pojechała na zakupy, jak to kobieta 
- Zadzwoniłaby 
- Może telefon sie rozładował? 
- Może, ale coś mi sie nie wydaje
- Uspokój sie , odpręż
- Ale
- Żadne ale, spokój 

W tym momencie można było usłyszeć dźwięk telefonu.
- Pan Jakub Błaszczykowski? 
- Tak
- Dzwonię ze szpitala, pana żona miała wypadek.





Kilka miesięcy później


Właśnie szykowaliśmy się na pogrzeb Izy. Marco towarzyszył mi ten cały czas. Gabrysia ubrana w czarną sukienkę wyglądała jakby całe życie i energia z niej uschła. Przemek? Szkoda gadać. Zawiesił treningi.
Na pogrzeb przyszli wszyscy piłkarze i ich zony, dziewczyny, narzeczone. Wszyscy co znali chodź trochę Izę. Właśnie wkładali trumnę do ziemi. Zobaczyłem twarz Mario, tę ohydną mordę, przez którą to wszystko. Śmiał się. 
Po całym szumie na cmentarzu pojechaliśmy do domu, usiadłem na kanapie gdy podszedł Marco
- Dlaczego ona? A nie ten skurwysyn Mario?! - pytałem 
- Bo życie jest strasznie niesprawiedliwe...






------------------------------------------------------------
No więc to koniec, przepraszam ale niestety nie mam pomysłu na dalsze prowadzenie bloga i chyba nawet nie ma to sensu :/ Wydaje mi się że te 80 rozdziałów to i tak trochę przesada...
Możliwe że kiedyś napiszę jak toczy się życie Błaszczykowskich dalej, ale muszę zebrać pomysły i siłę.
Nawet rok ten blog nie wytrzymał, miałam nadzieje że dociągnę do 9 stycznia ale trudno :)
 Te wszystkie rozdziały dedykuje mojej kochanej przyjaciółce Justynie bez której nie poradziłabym sobie :*
Nie chciałam uśmiercać Kuby, ponieważ bardzo zżyłam się z ta postacią, o wiele ciężej pisało mi sie o Izie.
Mam nadzieje że podobał wam się blog. Dziękuje za wszystkie komentarze! Do napisania! :*


Isabell Błaszczykowska